Trochę było trzeba poczekać na relację, ale troche musieliśmy odpocząć 😉 Zachecamy do przeczytania naszej relacji. Jako, że Magda startowała na krótszym dystansie to zachowała więcej energii do napisania relacji. Panowie postawili na minimalizm 😉
Magdalena Kałas 5 miejsce w kategorii M18 K 429 open
Sprint w Gdyni miał być startem rekompensującym smutek po nieukończonym triathlonie w Bydgoszczy ze względu na zwykłego kapcia na trasie i zbyt dużą stratę czasu w celu próby zdobycia zapasowej dętki i jej wymiany. I chyba trochę taki był, choć wiem, że mogłam przygotować się lepiej, szczególnie w części kolarskiej.
W wigilię Sprintu aż do samego startu gonił mnie pech za pechem. Począwszy od spóźnienia się w piątek na umówioną godzinę przed odprawą techniczną przez gigant-korki na ulicach, a skończywszy na niezabraniu czepka startowego i chipa jadąc na start.
Kto lubi czytać elaboraty – zapraszam do całej relacji. Kto mniej cierpliwy – zapraszam do ostatnich trzech akapitów. 😉
Piątek. Spóźniłam się, ale dotarłam. Miałam 20 min do odprawy, więc szybko wstawię rower i polecę, aby dowiedzieć się o co chodzi z tymi całymi workami, szatniami i strefami zrzutu. Na dworze lało jak z cebra, więc w namiocie odebrałam pakiet, przykleiłam wszystkie naklejki, leje jak nie wiem – ale co tam, ruszam. Idę przez pół Skweru Kościuszki do strefy zmian. Kask, chip, opaska, numerki – są. Kolejny krok – skanowanie chipa.
„*<tiit> eeem, pan G. Maciej?
– eeemm, nie? Magdalena?
* numer 669?
– nie, 699.
* ma Pani zły chip.
<kurtyna>”
Deszcz pada jeszcze bardziej, ale i tak jestem już przemoknięta do ostatniej nitki moich skarpet i majtek, co mi tam powtórna wycieczka przez pół Skweru. Zostawiłam pod nadzorem w namiocie chociaż rower, by się z nim nie gramolić i poszłam.
„Otrzymałam zły chip. Potrzebuję nr 699”. Wolontariuszka szuka w woreczku, w którym zostały już tylko 3 chipy. Panicznym wzrokiem pyta koleżanek obok, czy nie mają mojego chipa, po czym oznajmia mi, że nie mają mojego. Z pomocą przychodzi koordynatorka Staffu. Wyjaśniamy problem, po czym czekam kolejne 5 minut i okazuje się, że mój chip wydano panu Maciejowi – dziwne, że gdy on wstawiał rower nikt nie zwrócił uwagi na to, że nie jest kobietą… Zadzwonili do pana Macieja, który oznajmił, że „jego kolega już idzie z moim chipem” i muszę poczekać. Pani koordynator staffu oznajmiła mi to, po czym zaproponowała mi gorącą herbatę, gdyby ją tylko mieli. 😉 No to musiałam pójść po rower, bo kto wie, ile będę czekać… Po ok. 30 minutach czekania i obciekania deszczu z moich wszelkich ubrań dostałam radosną wiadomość! „Pan Maciej jest nie wiadomo skąd, w międzyczasie dostaliśmy rezygnację ze startu i nadaliśmy Pani nowy chip. Wygląda trochę jak handmade, ale zapewniam, że działa 😉 „
Z radością więc przeszłam się w deszczu po raz piąty na koniec Skweru Kościuszki wstawić rower. Uff, tym razem zadziałało! Nikt nie zmienił mi imienia, nazwiska i płci – rower schowany pod folią, worki pozostawione na wieszakach, zrobiłam sobie wizualizację poruszania się po strefach i do domu! W międzyczasie odbierałam jeszcze żele od koleżanki, która mnie podwiozła samochodem – jedyny plus tego dnia! Dzięki Ola! ? I tak byłam już cała mokra, więc było mi wszystko jedno, ale spieszyło mi się by zdążyć zamówić ciepły makaronik przed sobotą. Było już po g. 20, a po zjedzonej kanapce o g. 14 ani widu, ani słychu…
Dom! Szybki telefon po jedzenie. „- Nie mam gotówki, można płacić kartą? – Generalnie tak, ale o tej porze terminal już do nas wraca i nie będziemy go wysyłać z kierowcą”. Czad. Nafaszerowałam się vit. C i innymi, i spać – w końcu o 7:00 pobudka! Zaczął się ból głowy, dreszcze, złe samopoczucie. Po takim przebojowym wieczorze nic dziwnego… Zasnęłam o 4:30 w podwójnej bluzie, długich spodniach i skarpetach (przy bodajże 22*C).
W końcu upragniony poranek! Dzięki Bogu obudziłam się bez gorączki, kataru, bólu gardła, osłabienia, pełna motywacji i sił do startu! Chyba byłam tak wściekła, że pragnęłam tego startu czym prędzej. Biorę plecak, pakowanie, szybko, szybko! Albo nie! Biorę torbę, to wrzucę wszystko w jedną, zamiast nosić 4 różne siaty. W drogę. Już prawie wysiadam z autobusu, kiedy nagle orientuję się, że nie zabrałam ani czepka (został w kopercie), ani chipa (schowałam go jako pierwszego do plecaka, by go na pewno NIE zapomnieć). Całe szczęście mam przy sobie takie dobre trzeźwo myślące duszyczki, które mi wszystko zapakowały i przywiozły chwilę przed startem… Dziękuję!
W końcu upragniony start! Pływanie – wydawało się ok, choć z czasu nie jestem zbytnio zadowolona. Rower – również słaby, ale jak na moje tegoroczne przygotowania adekwatny. Postanowiłam mimo wszystko tutaj dać z siebie tyle ile mogłam, z lekką rezerwą sił na bieg. Myślę, że tak w miarę było. Pomijam w opinii moje tegoroczne (nie)przygotowania. Bieg – to było jasne, że pójdzie mi najlepiej, jak i to że wszystkie dziewczyny, które wyprzedzały mnie na rowerze, ja je łykałam na biegu jak ciepłe bułeczki. Pobiegłam zaledwie 17 s od swojej życiówki na 5 km, także jestem zadowolona mimo wszystko. Obiecałam, że w tym roku na finishu wyjdę z twarzą, a nie jak półdupek zza krzaka, ale miałam finisz pełen adrenaliny i wyszło jak zwykle. Ok. 60 m przed metą zostałam wyprzedzona na krok. „Ooo nie, teraz to się nie dam!” Dzięki temu, że cały bieg był w miarę swobodny i stałym tempem poprowadzony, miałam siłę na finisz, którego chciałam uniknąć, ale jednak był wymuszony. Na całej trasie towarzyszyli mi moi prywatni kibice, którym z całego serca dziękuję przede wszystkim za obecność – ta świadomość DUŻO daje. Gdy widziałam buzie tych spodziewanych i tych niespodziewanych osób – uśmiech nie schodził przez kolejny kilometr.
Suma summarum wyścig ukończyłam na pozycji nr 429/786 open, K 41/211 oraz 5 w kategorii, a na mecie oprócz medalu od organizatora dostałam cudowny medal hand made by Magda z Fejsbuka.
Czy jestem zadowolona? Powiedzmy, że tak. Na pewno jest co poprawiać! Sezon triathlonowy zamknęłam. Do końca roku pozostały starty biegowe, na które już przebieram nóżkami.
Daniel Baranowski 05:14:27 17 miejsce w kategorii M18, 499 open
Cały start był ciekawym doświadczeniem bo wystartowałem pomimo przygotowanń praktycznie tylko na rowerze, z efektu jestem bardzo zadowolony. Pogoda dopisała, pomimo faktu, że wiatr utrudniał rywalizacje na rowerze.
Czas na mecie , nie jest może rewelacyjny jednak satysfakcjonujący.
Jan Krakowski 05:37:17 31 miejsce w kategorii M18, 884 open
Są starty które niestety nie wychodzą tak jakbyśmy chcieli. Wypadek przed zawodami, złapana guma już na 3km trasy rowerowej i nawet bardzo dobra forma nie pomoże. Tym razem się nie udało, czas bardzo słaby, ale cieszę się że mimo wszystko udało mi się ukończyć zawody bo było bardzo ciężko zmusić się do wysiłku po tych wydarzeniach. O lepszy wynik powalczę na innych zawodach.
fot. Tadeusz Urbaniak