Joanna Skutkiewicz – wesoła, mądra, pracowita wywiad #11

Joanna Skutkiewicz – z wykształcenia jest magistrem filologii polskiej – językoznawcą i medioznawcą, absolwentką Uniwersytetu Warszawskiego. Z wyboru – triathlonistką która ściga się w kategorii PRO. Zajmuje czołowe miejsca na różnych imprezach w Polsce. W tym roku wygrała między innymi 1/2 IM w Enea Bydgoszcz Triathlon, a także 1/8 IM podczas Garmin Iron Triathlon Ślesin. Oprócz trenowania i ścigania uwielbia też pisać o sporcie i nie tylko o czym możecie się przekonać na Jej blogu http://www.ioannahh.pl/

 

1.Jak rozpoczęła się twoja przygoda z triathlonem?

Dość niespodziewanie. Wcześniej biegałam przez półtora sezonu, ale kontuzja na długo uniemożliwiła mi trenowanie. Jak tylko wróciłam do biegania… złapałam kolejną kontuzję. Tego było już za wiele i w ramach poszukiwania zastępczych aktywności zaczęłam trochę pływać i jeździć na rowerze. Okazało się to całkiem satysfakcjonujące, więc postanowiłam skręcić właśnie w kierunku triathlonu.

2. Była jakaś osoba która zainspirowała Cię do trenowania?

Zdecydowanie tak – mój chłopak i trener w jednej osobie, Wojtek. Poznawaliśmy się akurat wtedy, kiedy byłam na “imponującym” poziomie 15 minut ciągłego biegu, a on był wówczas znacznie bardziej doświadczony w tej dyscyplinie. Stwierdził, że całkiem żwawo mi to bieganie wychodzi i podpowiedział mi skorzystanie z planu treningowego na złamanie 45 minut na 10 kilometrów. Byłam tym szczerze przerażona, ale podjęłam rękawicę i po zakończeniu cyklu treningowego pobiegłam 42:17 na tym dystansie.

 

3. Twoim trenerem jest Twój chłopak? Powiedz jakie są plusy i minusy takiej sytuacji ?

Wojtek trenuje mnie właściwie od samego początku, z niewielkimi przerwami, podczas których korzystaliśmy z pomocy trenerów zewnętrznych. Zajmuje się moim bieganiem i jazdą na rowerze oraz poskładaniem trzech dyscyplin w jedną spójną całość. Jest też moim głównym mechanikiem, logistykiem, managerem, kierowcą, supportem, kibicem, fotografem… 😉 Największym plusem takiej sytuacji jest to, że zna mnie jak nikt inny i angażuje się w mój trening w 100%. Jest w stanie wprowadzać zmiany w planie w czasie rzeczywistym, reagować na wszelkie zmiany samopoczucia i dopasować trening całkowicie do moich potrzeb. Minusem jest to, że niekiedy, na bardzo trudnych jednostkach w jego obecności szybciej się rozklejam i marudzę że ciężko i że na pewno nie dam rady. Nie jestem zawodniczką łatwą do prowadzenia treningowego, więc ta dostępność trenera pozostawia czasem trochę za dużo pola do negocjacji i dyskutowania o moich wątpliwościach.

 

4. Czytając Twojego bloga zauważyłem, że jesteś fanką psów 😀 Zrobisz ze swoich psów Irondogsów :D?

Taaak, mam w domu dwa border collie i Wojtkowego owczarka belgijskiego malinois i każdy z nich jest na swój sposób Irondogiem. Obydwie rasy są stworzone do sportu i pracy z człowiekiem, więc cała trójka jest zawsze chętna do wszelkich aktywności. Moja suczka Rasta ma już 12 lat, więc jest wesołą emerytką, ale za młodu trenowała ze mną agility, frisbee i obedience. 6-letni Smok miał trochę krótszą karierę w psich sportach, bo zachciało mi się triathlonów i okazało się, że doba nie jest wystarczająco długa, żeby pomiędzy treningi trzech dyscyplin wrzucić jeszcze skakanie po przeszkodach z psem. Jednak gdy tylko mam okazję, chodzę z nim na długie spacery albo zabieram na bieganie. Koleś jest nie do zdarcia.

 

5. A jakie są Twoje zainteresowania poza triathlonem i psami?

Czasem sobie myślę, że nawet to już jest za dużo, ale rzeczywiście na tym lista się nie kończy… Jestem z wykształcenia filologiem polskim i to jest zdecydowanie mój konik – język i zachodzące w nim zmiany i zjawiska, zabawy słowami i to co można wyrazić pomiędzy nimi. Kolejny punkt, wbrew pozorom wcale nie tak odległy od językoznawstwa, to neurofizjologia i związane z nią dziedziny naukowe, między innymi neurolingwistyka. Szalenie mnie to kręci i trochę mi szkoda, że obecnie nie jestem w stanie wygospodarować dodatkowego czasu na “porządny” rozwój naukowy w tej dziedzinie. Na szczęście w obecnych czasach wiedza niemal z każdej dziedziny jest łatwo dostępna i wystarczy po nią sięgnąć, co z przyjemnością robię w wolnych chwilach. Skoro pytanie zaczęło się od psów, to dodam, że lubię też koty, ale “mam” tylko koty sąsiada… No i jeszcze szybkie samochody, ale ich z kolei jestem tylko “easy userem” i naiwnym użytkownikiem – już bardziej znam się na kotach – więc na dobrą sprawę nie wiem, czy powinnam przyznawać się do tych ostatnich dwóch punktów! 😉

 

6. Mieszkałaś 7 lat w Warszawie a teraz w Trójmieście, które miasto wolisz, a także jak oceniasz te dwa miejsca pod kątem trenowania, gdzie są lepsze warunki?

Urodziłam się w Warszawie i mieszkałam tam w sumie przez około trzynaście lat, czyli prawie połowę życia – drugą połowę spędziłam w Trójmieście. Zaczynałam trenować będąc w Warszawie na studiach i wtedy myślałam, że to świetne miejsce do uprawiania sportu: liczne baseny, w tym 50-metrowe, mnóstwo ścieżek biegowych, Las Kabacki i całkiem przyzwoita pętla (aż jedna! ;)) na treningi szosowe. Jednak, jakkolwiek dostępność długiego basenu jest nie do przecenienia, tak cała reszta infrastruktury jest o niebo lepsza w Trójmieście. Po kolejnych siedmiu latach spędzonych w stolicy, od ponad dwóch lat jestem ponownie tu nad morzem i nie wyobrażam sobie lepszego miejsca w Polsce do życia i trenowania niż Gdynia. Możliwość biegania po Trójmiejskim Parku Krajobrazowym i po pasie nadmorskim, niezliczone, malownicze kaszubskie trasy na szosę, mnogość zbiorników do treningów open water… Czuję się tu jak na wiecznych wakacjach!

7. Jak wygląda mniej więcej Twój dzień jako zawodniczki PRO?

W roku szkolnym wstaję o 4:30 i jadę na trening na basen. Wychodzę z wody o 8:00 i kieruję się do domu, zwykle zahaczając o sklep i robiąc zakupy spożywcze na dzień lub dwa. Jem śniadanie, wychodzę na spacer z psami i ogarniam sobie biuro, to znaczy sprzątam chatę i załatwiam różne pilne sprawy. Potem siadam do pracy – od wielu lat zajmuję się pisaniem, między innymi do miesięcznika “Bieganie”, a obecnie głównie dla portalu Trójmiasto.pl. Wyszukuję i ogarniam tematy do publikacji, rozmawiam z ludźmi przez telefon, składam to w artykuły i tak dalej. Czasem jestem tak zamulona po porannym treningu, że w międzyczasie odpływam na małą drzemkę. Po południu wychodzę na drugi trening, a po powrocie staram się jeszcze porolować albo wziąć kąpiel w soli. W zależności od tego, ile zostaje mi czasu, jak bardzo jestem zmęczona i ile mam rzeczy do załatwienia, nadrabiam zaległości albo… idę spać, czasem zaskakująco wcześnie. Sen jednak nie pyta, sen rozumie 😉

 

8. Ile czasu poświęcasz tygodniowo na treningi i jaki mniej więcej robisz kilometraż?

To zależy od okresu w roku. Myślę że w tym roku, nie licząc nielicznych przymusowych urlopów zdrowotnych (w styczniu udało mi się złapać… półpasiec!), nie schodziłam poniżej 12 godzin treningu, a najbardziej pracowity tydzień liczył około 21 godzin. Było to w czasie przygotowań do “połówki” i co ciekawe, nie było tam w ogóle treningu ogólnorozwojowego ani siłowego – tylko pływanie, rower i bieganie. Jeśli chodzi o kilometraż, to waha się on na tyle, że nie jestem w stanie podać konkretnych wartości, a jedynie widełki: pływam 20-30 kilometrów tygodniowo, biegam 30-70, a jeżdżę bardzo, bardzo różnie, no i jest w tym trochę kręcenia na trenażerze, przed telewizorem.

9. Czy masz dedykowaną dietę? Jakie jest Twoje podejście do kwestii odżywiania i jaki jest Twój ulubiony posiłek potreningowy?

Nie mam, a próby trzymania się jakichkolwiek rozpisek powodują u mnie zwykle katastrofę. Jak przystało na prawdziwą kobietę, ciągle walczę z wagą, która zawsze jest daleka od startowej, nawet jeśli jest już bliska 😉 To tak pół-żartem, pół-serio, ale prawda jest taka, że w przeszłości narobiłam swojemu organizmowi dużo złych rzeczy i teraz ten spryciarz nie za bardzo chce wypuścić kilku kilogramów, których bardzo chciałabym się pozbyć raz na zawsze. Jeśli chodzi o posiłek potreningowy, to raczej nie jestem specjalnie wybredna i zwłaszcza gdy jestem bardzo głodna, nawet zwykła jajecznica potrafi smakować jak posiłek z restauracji odznaczonej gwiazdką Michelin. A tak naprawdę to po prostu wybitnie nie umiem gotować, hehehe.

 

10. Masz jakiegoś idola, który Cię inspiruje?

Inspirują mnie raczej konkretne historie i drogi, które przeszli niektórzy sportowcy, a nie postaci jako takie. Ogromnie cenię Iana Thorpe’a – jego wybitną osobowość i niedościgniony wzorzec ruchu w wodzie, Rondę Rousey z czasów początku jej kariery w MMA (mimo że dyscyplina wybitnie mi się nie podoba), braci Brownlee za tę ich uroczą beztroskę czy Florę Duffy za to, że pokonała sporo przeciwności po drodze do zdobycia tytułu mistrzyni świata w triathlonie. Jednak najbardziej wyjątkowe miejsce na mojej osobistej “liście sław” zajmuje Graeme Obree, kolarz, nieco zapomniany były rekordzista w jeździe godzinnej. Jego podejście do sportu i życia jest nadzwyczajnie bliskie mojemu, a jego osiągnięcia w połączeniu z nieco ekstrawaganckim charakterem nabierają jeszcze większego znaczenia, gdy spogląda się na szerszy kontekst.

 

11. Mamy zimny dzień, cały czas pada deszcz i wieje, jaki masz sposób na motywację?

Należę do osób, które wyjątkowo źle znoszą zimową polską aurę, jednak moja motywacja nie zależy aż tak bardzo od warunków pogodowych, ale od tego, czy trening “żre”. Jeśli wszystko idzie zgodnie z planem, to działam jak perpetuum mobile – sama nakręcam się do dalszej pracy. Poza tym bardzo dobrze mi się pływa zimą, gdy na zewnątrz jest ciemno i zimno, a w basenie woda jest zawsze miła i cieplutka. Trochę to brzmi tak, jakbym co roku z utęsknieniem czekała na piękny śnieżek i pierwszą Gwiazdkę, ale rzeczywistość jest taka, że zima to u mnie często cierpienia młodego Wertera 😉

12. A jakie masz porady dla nowicjuszów, którzy zaczynają trenować?

Chyba głównie: nie słuchać zbyt wielu porad 🙂 Ile osób, tyle opinii, większość z nich chce dobrze, ale zwykle każdy ma trochę racji lub odpowiedź brzmi “to zależy”. Ze swojej perspektywy mogłabym polecić chociażby, żeby nie podpalać się na zaliczanie coraz to dłuższego dystansu, bo triathlonowy sprint jest mniej męczący od połówki tylko wtedy, gdy robi się go w intensywności tejże połówki – czyli o wiele poniżej możliwości. Każdy ma jednak swoje cele i swoją własną drogę, więc jeśli kogoś uszczęśliwi właśnie taka, to kim ja jestem, żeby mu to odradzać? 😉

 

13. A jakie błędy widzisz najczęściej u innych zawodników zwłaszcza amatorów?

Mnóstwo trochę śmiesznych, a trochę strasznych, takich jak na przykład mierzenie dystansu na bieżni lekkoatletycznej… zegarkiem z GPS-em. Albo podawanie swoich życiówek biegowych na podstawie tego, co pokaże ten nieszczęsny zegarek, a nie tego, co wymierzył organizator zawodów. Mogłabym wymieniać podobne rzeczy w nieskończoność, ale nie śmieszkuję sobie z nich dopóki, dopóty dany zawodnik reflektuje się po zwróceniu mu na to uwagi za pierwszym razem albo chociaż za trzecim… 🙂

 

14. A jeśli chodzi o studentów z ograniczonym budżetem, którzy zaczynają trenować triathlon, w co uważasz, że powinni zainwestować w pierwszej kolejności?

W swoje zdrowie. Można ścigać się i czerpać z tego radość nie mając sprzętu z najwyższej półki i masy gadżetów, ale bez sprawnego organizmu i dobrego samopoczucia już o to trudno. Zdrowie jest tylko jedno i jest zdecydowanie naszym najcenniejszym zasobem. Wizyta u dobrego fizjoterapeuty, masaż czy regularne badania krwi i wyciąganie z nich wniosków potrafią zdziałać więcej niż rzeczy materialne, które możemy kupić i postawić w pokoju.

fot.Pawel Naskrent/maratomania.pl

15. Przechodząc do zawodów, masz jakieś zwyczaje, bez których nie możesz wystartować?

Hmm, nie mogę wystartować na przykład bez wstawienia roweru do strefy zmian, ale nie wiem czy mogę to nazwać zwyczajem 🙂 Nie mam raczej specjalnych rytuałów przedstartowych, nie ściskam w dłoni amuletów i nie odtańcowuję tańca zwycięstwa. Powtarzalne czynności, które wykonuję przed zawodami, to raczej procedury, które wielokrotnie się sprawdzały, a nie czary i magia. To na czym bardzo mi zależy w dniu startu, to pozostawienie sobie odpowiedniej ilości czasu na wszystko – spokojne ogarnięcie się w strefie zmian, rozgrzewkę, posłuchanie dobrej muzy, jeszcze jedną wizytę w strefie zmian… Pośpiech wolę zostawić sobie na trasę 🙂

16. Wieczór przed zawodami zazwyczaj jest stresujący, co robisz, aby się zrelaksować?

Szczerze mówiąc zwykle nie stresuję się wieczorem przed startami – wyjątkiem były obydwie połówki w których do tej pory startowałam, jako że miałam w związku z nimi bardzo dużo ogarniania logistyczno-technicznego. No i Mistrzostwa Polski w sprincie w Suszu – wtedy, żeby nie myśleć już o sekwencjach w strefach zmian, kolejności zakrętów na trasie i tym podobnych, ratowałam się YouTube’em i nieco odmóżdżającymi filmikami zupełnie niezwiązanymi ze sportem. Zwykle wieczorami, gdy już wszystko mam spakowane i wiem, że już wiele się nie zdarzy – ani dobrego, ani złego, forma jest jaka jest i nic nie zmienię – jestem zrelaksowana i nastawiona pozytywnie. Ale! Jeśli ktoś z Czytelników w tym momencie mi pozazdrościł, to spieszę dodać, że nie zawsze tak było – przyszło to z czasem i doświadczeniem startowym!

 

17. Jak się przełamujesz w kryzysowych momentach, które przychodzą w czasie zawodów?

Zwykle staram się wyjść wtedy na sekundę z tego świata “tu i teraz” i pomyśleć o tym, że to co w tym momencie robię trwa tak naprawdę tylko chwilę i dlatego powinno zależeć mi na tym, żeby wyszło jak najlepiej. Czasem przywołuję w myślach najcięższe treningi, te które pomimo obaw wychodziły mi najlepiej i te, w których się najwięcej nacierpiałam – w końcu robiłam to po to, aby “odebrać to” w dniu zawodów, więc… “nie marudź, tylko ciśnij” 😉

 

18. A które zawody były tymi które zapamiętasz do końca życia?

Do startów (a także do wielu treningów) podchodzę dość emocjonalnie, a że startuję wcale nie od tak dawna, każde dotychczasowe zawody miały w sobie coś nowego, specjalnego albo takiego, co bardzo długo będę miała w pamięci. Na pewno wielkim przeżyciem były dla mnie pierwsze starty w mistrzostwach kraju w kategorii PRO, pierwsza “połówka”, pierwszy start na rowerze czasowym… Sport w ogóle w większości polega na emocjach, ale sądzę, że te “największe” starty są wciąż przede mną.

 

19. Jakie masz plany na dalszą część sezonu?

Za trzy tygodnie startuję w Mistrzostwach Polski na dystansie olimpijskim, być może wcześniej zaliczę też jakiś sprint. Po nieudanych zawodach w Enea IRONMAN 70.3 Gdynia chciałabym wystartować jeszcze raz w ½ IM, żeby “przeprosić się” z tym dystansem – być może w Malborku? Pozostałe wpisy w kalendarzu startów zależą wyłącznie od finansów, a konkretnie od tego, czy starczy mi forsy na jakikolwiek wyjazd poza wymienionymi.

20. Ostatnie pytanie, jakie są Twoje marzenie i jak wyobrażasz sobie swoją sportową przyszłość?

Marzę o tym, żeby zimą w Polsce było 20 stopni i słońce do 19:00 😉 Cóż, jeśli chodzi o marzenia wynikowe i cele sportowe, to jakieś tam w głowie mam, ale o nich akurat nie lubię głośno mówić. Moja przyszłość w sporcie w dużej mierze zależy od tego, ile uda mi się poprawić w pływaniu, no i niestety od wspomnianych już wyżej finansów. Mam chyba dość romantyczne podejście do sportu, bo uważam że do progresu w wynikach, na poziomie niższym niż czołówka światowa, nie potrzeba milionów monet. Jednak triathlon rzeczywiście jest skarbonką bez dna i nawet wyjazdy na zagraniczne zawody to jak dla mnie bardzo duży wydatek, na który do tej pory byłam w stanie pozwolić sobie aż jeden raz 😉

Serdecznie zapraszamy na bloga Asi http://www.ioannahh.pl/

Jak pewnie się domyslacie po Jej odpowiedziach jest on bardzo merytoryczny i ciekawy

Dodaj komentarz