Pamiętam, jak pierwszy raz zobaczyłem filmik z ultramaratonu biegu górskiego. Wiedziałem, że kiedyś też będę chciał tak pobiec. Na razie udało mi się po części spełnić to marzenie. O biegu ultra mówimy dopiero wtedy, gdy dystans wynosi powyżej 50km. Aby można było mówić o tym, że był to bieg górski, powinien być on organizowany w górach, a suma przewyższeń powinna wynosić powyżej 2000m na 50km. Ja ukończyłem na razie niecały maraton 40,5km, z sumą przwyższeń 950m. Ale od czegoś trzeba zacząć 😉
Pomysł na to, aby wziąć udział w takim biegu pojawił się nagle. Bardzo chciałem wystartować w dłuższym biegu trailowym, ale cały czas bałem się, że mogę się zajechać, a w sezonie mieć problemy z szybkością. Po rozmowach z paroma osobami przekonałem się, że taki dystans i przewyższenie nie powinny mi zaszkodzić. Tym bardziej, że nie planowałem lecieć full gass, a po prostu cieszyć się z biegu. W tym roku nie przebiegłem dużej ilości kilometrów. Do startu miałem zrobionych tylko 180km, ale wiedziałem, że z dystansem 40km nie powinienem mieć problemu. Ostatecznie 2 tygodnie przed startem zdecydowałem się, że wystartuję w Trójmiejskim Ultra Tracku na dystansie 40km. Niestety właśnie wtedy zachorowałem i przez cały tydzień nic nie robiłem. Tydzień przed startem poczułem się lepiej i zacząłem biegać, łącznie udało mi się zrobić do niedzieli 40km. Chciałem być dobrze wybiegany, choć z drugiej strony czułem na starcie, że mam dość zmęczone nogi.
W sobotę odebrałem pakiet, strzeliłem sobie fotkę z Marcinem Świercem i zacząłem myśleć o starcie. Trasy za bardzo nie analizowałem, jedynie zobaczyłem, gdzie są punkty odżywcze. Jeśli chodzi o odżywianie, wziąłem ze sobą 6 żeli Spring Energy, jeden bidon 700ml z izotonikiem i jeden softflak 250ml z colą. Miałem ze sobą też wafelki i kabanosy, ale ostatecznie z nich nie skorzystałem. Jeśli chodzi o buty, to nie mam obecnie żadnych specjalnych do trailu i stwierdziłem, że pobiegnę w zwykłych Nike Pegasus. Dzięki temu, że było dość sucho, takie buty dobrze się sprawdziły.
Muszę przyznać, że w niedzielę na starcie nie czułem się dobrze. Zarówno nie miałem mocy, jak i towarzyszyły mi problemy z żołądkiem. Ruszyłem jednak z pozytywnym nastawieniem. Chciałem być w pierwszej 100 na 220 osób i skończyć bieg w 4:30. Przede wszystkim liczyłem, że będę się dobrze bawić oraz że się nie zajadę.
Do pierwszego punktu odżywczego zlokalizowanego na 9km biegło mi się dobrze. Żołądek dawał o sobie znać, ale było w miarę okej. Na punkcie wziąłem łyka izotonika i poleciałem dalej. Kolejna część dystansu była dość ciężka, dużo długich podbiegów, pod które po prostu szedłem. Ogólnie przyjąłem taktykę polegającą na tym, że dostosowywałem się do osób, z którymi w danej chwili biegłem. Jak szli, to szedłem, jak biegli, to biegłem.
Dość ciężkim dla mnie fragmentem był podbieg, gdzie biegliśmy wzdłuż ul. Spacerowej. Czułem się już dość zmęczony, a wiedziałem, że jeszcze trochę mnie czeka. Na szczycie przy CH Osowa znajdował się drugi punkt. Wolontariuszka uzupełniła mi bidony, napiłem się i muszę przyznać, że poczułem się lepiej. Ruszyłem z tego punktu naładowany energią. Opuścił mnie także ból brzucha i naprawdę leciało mi się przyjemniej. Oczywiście średnio co 40min jadłem żela. Ogólnie, na nic innego do jedzenia nie miałem ochoty.
Ciężko zrobiło się koło 25km. Wciąż czekał mnie długi dystans, a nogi już bardzo bolały. Jednak wiedziałem, że trzeba przetrwać ten czas. Przeplatałem bieg z marszem, cały czas posuwając się do przodu. Na 30km był kolejny punkt żywnościowy. Zjadłem żelki, nalałem sobie coli i muszę przyznać, że w tym momencie poczułem się najlepiej. Przestałem czuć zmęczenie i po prostu sunąłem do przodu, wyprzedzając kolejne osoby i po prostu ciesząc się biegiem. Fajnie było aż do 35km.
Potem zaczęły się strome podbiegi i równie strome zbiegi. Ten etap bardzo mnie wymęczył i mimo iż myślałem, że na tych ostatnich kilometrach nadrobię, to dużo czasu straciłem i nie odpoczywałem, tylko ciężko walczyłem. W końcu udało się dobiec do upragnionej mety, na której czekały moje Siostry, Mama, a także Magda z Robertem.
Ostatecznie zająłem 84. miejsce na 220 osób, osiągając czas 4:41:51, z czego jestem zadowolony. Najważniejsze, że nie czuje się zajechany i mam nadzieję, że ten start zaplusuje mi w triathlonowych wyścigach.
Podsumowując, jestem ciekawy, jak ten bieg wpłynie na moją formę w sezonie. Ogólnie jestem bardzo zadowolony ze startu. Biegi trailowe i górskie mają swój klimat, piękne widoki. Dodatkowo, nie trzeba trzymać określonego tempa, można po prostu biec.
Link do mojego biegu
https://www.strava.com/activities/2155906912