Bieg Urodzinowy Gdynia 2019 – Pod kontrolą do mety (relacja) – Paweł Jaszczerski

Pierwsze starty często nie należą do najłatwiejszych, szczególnie we wczesnej fazie sezonu. Po trzech miesiącach rozbratu z zawodami, wziąłem udział w Biegu Urodzinowym w Gdyni na dystansie 10 km. Lekko nie było, końcówka wymagała podjęcia bardzo ważnej decyzji.

Zacznę może od tego, iż udział w tych zawodach był od kilku dni niepewny. Jedenaście dni wcześniej podczas treningu nabawiłem się kontuzji mięśnia gruszkowatego w biodrze. Mogłem biegać, ale towarzyszył mi dyskomfort powodowany, opięciem mięśnia. Przez ten okres do startu stosowałem uciski, głównie z piłkami tenisowymi. Po kilku dniach było naprawdę przyzwoicie, ale chyba przesadziłem z uciskaniem i było gorzej. Trzy dni przed zawodami dałem na luz z rehabilitacją oraz zastosowałem tabletki przeciwbólowo-zapalne. Sobota była decydują, dałem sobie zielone światło na start. Dodatkowo zabezpieczyłem biodro naklejając tejpy.

Nadszedł dzień startu. Rozgrzewka o 9:10 czyli 50 min przed startem. Tradycyjnie 3.2 km truchtu, chwila rozciągania, 4 przebieżki oraz jedna minuta w tempie około 3:45 min/km. Rozgrzewa przed dyszką jest bardzo ważna, szczególnie pomaga podczas pierwszych kilometrów, aby się nie zakwasić. Biodro było w dosyć dobrym stanie choć czułem, że nie jest do końca wyleczone.

Kilka minut przed 10:00 ustawiłem się w strefie startowej, chwila rozmów ze znajomymi biegaczami i ze spokojem czekałem na start.

Finałowe odliczenie i ruszam do walki w pierwszych tegorocznym starcie. Początek przebiegłem zachowawczo w tempie 3:40 min/km. Następnie po pierwszym kilometrze nieco przyspieszyłem. Trasa prowadziła z górki co ułatwiało szybki bieg. Po pięciu kilometrach mój międzyczas wyniósł 18:02 czyli tempo na czas nieco ponad 36 minut.

Zadowolony ruszyłem w kierunku mety, ale profil trasy tym razem nie był korzystny. Rozpoczęły się podbiegi w tym najdłuższy na ulicy Świętojańskiej, starałem się walczyć i stracić jak najmniej, ale pod koniec podbiegu złapał mnie mocny zapiek. Nogi słabły, a utrzymanie tempa 3:45 min/km stawało się coraz trudniejsze. Mój bieg przypominał bardziej interwały, w momencie gdy nogi popuściły przyspieszałem, a gdy ponownie się zapiekły zwalniałem.

Pozostały dwa kilometry do mety, spoglądam na zegarek i widzę, że jest jeszcze szansa na czas poniżej 37 minut. Ostatnie podbiegi okazały się nie do pokonania w tempie szybszym niż 3:45 min/km. Dodatkowo biodro zaczęło słabnąć oraz zaczynałem czuć jego opięcie. Nauczony doświadczeniami z zeszłego roku odpuściłem i nie walczyłem o kolejne sekundy. Wiedziałem, że nie poprawię życiówki, a dobiegnięcie bez kontuzji było dla mnie priorytetem.

fot. Ak-ska Photo

Ostatecznie przeciąłem linię mety na 65 miejscu z czasem 37:01, zabrakło niewiele aby uzyskać 36 minut. Jednakże nie to było priorytetem w końcowej fazie biegu. Zrobiłem jeszcze schłodzenie, podczas którego biodro nieco mnie ciągnęło. Podjąłem decyzję, że muszę wybrać się do fizjoterapeuty, aby całkowicie zażegnać ten problem i w pełni sił kontynuować przygotowania do wiosennych startów.

Niebawem kolejne zawody, czy dam radę w nich wystartować? Jeśli chcecie wiedzieć więcej śledźcie moje profile w social media:

Facebook

Instagram

Twitter

 

 

Dodaj komentarz