Kiedy sport zaczyna być przyjemnością

Dziś paroma słowami o triathlonie podzielił się z nami Maciej Halbryt. Ten tekst na pewno zachęci wiele osób do rozpoczęcie treningów, a także powinien zmotywować tych, którzy mają kryzys.

Od zawsze uprawiałem sport, uwielbiałem to robić, chociaż nigdy na poziomie pro albo nawet pół-pro. Od podstawówki grałem w sporty drużynowe w ramach UKS-ów, przez kilka lat dodatkowo poza szkołą grałem w koszykówkę, od 6 roku życia pływam i zawsze uwielbiałem  jeździć na rowerze. Na koniec studiów postanowiłem spróbować triathlonu, bo wydawał się przeogromnym wyzwaniem, a takie motywują mnie najbardziej.

13394208_1314460075250769_1572079137575520456_n

Triathlon składa się z trzech dyscyplin, z których dwie uwielbiałem, z trzecią (bieganiem) musiałem się zakumplować. Co więcej, w mojej rodzinnej Gdyni odbywały się zawody na 1/2 Ironmana, więc motywacja była tym większa. Na początku jednak zupełnie nie zdawałem sobie sprawy z tego ile to jest 90km na rowerze czy półmaraton, wiedziałem tylko jaki to wysiłek przepłynąć blisko 2km. Ale co tam! Do dzieła!

20031580_1809910905705681_1013920697872055217_n

Wyzwanie ukończenia 1/2 IM było tak motywujące, że przez ponad 9 miesięcy przygotowań do pierwszego startu ani razu nie miałem kryzysu, a ochota na trening była za każdym razem (fajnie, co! 🙂 ). Byłem potężnie nakręcony. Trenowałem bez pomocy trenera, więc robiłem to na czuja, ale to mi nie przeszkadzało. Miałem wyzwanie, miałem cel i wszystko dookoła nie miało znaczenia. Więcej, wszystko dookoła podporządkowałem temu celowi. Tak było też w drugim roku startów i przygody z triathlonem, chociaż wtedy zdecydowałem się na pomoc trenera co było świetną decyzją.

13920755_1358097434220366_7121984366915416962_n

Moje zafiksowanie na triathlon szybko osiągnęło taki poziom, że zacząłem się wkurzać nie mogąc poświęcić tyle czasu na treningi co prosy czy ci wszyscy facebookowi sportowcy, których fanpage’e wielu z nas ma polubionych i ich obserwuje. Nie docierało do mnie co to jest “sport amatorski”. A on stawał się coraz trudniejszy do pogodzenia z innymi obowiązkami zawodowymi lub prywatnymi. Ale był cel, a przecież cel uświęca środki.

I tak w drugim starcie w 1/2 IM udało mi się złamać 5h30, co dla mnie jako osoby zawsze aktywnej, ale bez specjalnego przygotowania, było wielkim sukcesem. I wtedy przyszedł trzeci sezon w triathlonie, ten obecny. Zacząłem go z wielkim wyzwaniem: 1/2 IM poniżej 5h. Wraz z biegiem czasu przybywało obowiązków zawodowych i prywatnych: trzeba robić zakupy, gotować, sprzątać, chce się pójść na randkę z dziewczyną, a do tego trzeba mieć czas na porządną regenerację i sen. Przy tym wszystkim pozostaje już wcale nie tak wiele czasu na sam trening, do którego w sporcie amatorkim należy zaliczyć również czas poświęcony na przygotowanie do treningu i ogarnięcie się po.

20604443_1834404369923001_6228339323198577930_n

Na początku to było frustrujące. Nawet bardzo. Ale w pewnym, bliżej nieokreślonym momencie, coś się zmieniło, coś we mnie pękło. Wychodząc na trening poczułem, że idę tam dla przyjemności, a nie po to, żeby osiągnąć cel. Natłok zadań dnia codziennego spowodował, że treningi stały się tymi wyjątkowymi momentami kiedy jestem sam ze sobą i z serialem (na trenażerze) albo muzyką (biegając) albo w transie licząc kafelki dna basenu. Poczucie wyzwania pozostało, to ono wyciąga mnie na trening kiedy mam słabszy dzień, ale nie jest już celem numer jeden. Nadal robię wszystko co mogę, żeby złamać te 5h, ale jeśli mi się to nie uda, to będę wiedział, że dałem z siebie ile mogłem i przeniosę ten cel na kolejny rok. A jednocześnie wiem, że nie zaniedbałem innych codziennych obowiązków.

Do tej pory nigdy nie mogłem zrozumieć, jak sport może być przede wszystkim źródłem przyjemności. Dla mnie był przede wszystkim źródłem adrenaliny i motywacji związanych z rywalizacją i pokonywaniem siebie i konkurentów. W tym roku stał się dla mnie jednak źródłem relaksu i satysfakcji, nawet te mocne treningi, po których chce się paść na twarz. Nie wiem, czy każdy tak powinien to odczuwać, nie wiem czy to jest najlepszy sposób podchodzenia do sportu, ale jeśli sprawia przyjemność, to nie może być zły.

Dodaj komentarz