Eliud Kipchoge ustanowił nowy rekord świata w maratonie, który od teraz wynosi 2:01:39. Bijąc poprzedni o 1 minutę i 28 sekund. Berlin ponownie okazał się miejscem rekordowym.
Ostatnio w naszej zapowiedzi pisaliśmy, że Kipchoge jest faworytem do pobicia rekordu Kimetto. To co zobaczyliśmy w niedzielę, przekroczyło oczekiwania największych optymistów. Na taki występ złożyło się kilka czynników. W tym roku zawodnikom sprzyjała pogoda. W porównaniu do poprzedniej edycji, tym razem nawierzchnia była sucha. Wiatr był znikomy. Jedynie temperatura mogłaby być nieco niższa, oscylowała w okolicach 15 stopni. Co przy słonecznym dniu zwiększa jej odczucie o dodatkowe kilka stopni.
Drugi ważny punkt Eliud pobiegł bardzo mądrze. Zastosował tzw. negative split pokonując pierwszą część dystansu w 61:06, a drugą 60:33. Na uwagę zasługuje również to, że Kipchoge nie nadrabiał dystansu co przy tak szybkim biegu ma ogromne znaczenie. Przez cały czas trwania maratonu trzymał się niebieskiej linii, wyznaczającej trasę maratonu w Berlinie.
Wszystkie kilometry były poniżej 3:00. Najszybszy wyniósł 2:43, a najwolniejszy 2:59. Średnia całego maratonu to 2:52.98 min/km. Nasz nowy rekordzista biegł bardzo ekonomiczne na podbiegach zwalniał nieznacznie, a na zbiegach nieco urywał z czasu.
Z jednej strony szkoda, że Kipchoge nie miał z kim rywalizować. Od samego początku nikt nie mógł zbliżyć się do jego poziomu. Cały czas biegł z pacemakerami, którzy również mieli problem, aby dotrzymać kroku. Z ostatnim dobiegł do 25 kilometra. Jednak nie była to duża pomoc, gdyż biegli ramię w ramię. Moją uwagę przykuł moment, gdy Eliud napominał dwóch pacemakerów, aby biegli oni blisko siebie, tworząc dla niego tunel powietrzny, który ułatwia bieg.
Kipsang, który miał walczyć z Kipchoge dobiegł trzeci z czasem 2:06:48. Kolejny raz biegnąc znacznie poniżej swojego poziomu. Czyżby swoje najlepsze lata miał za sobą? Drugi natomiast okazał się Kenijczyk Amos Kipruto. Niestawiany w gronie faworytów, którego to Eliud Kipchoge wyprzedził o 4 minuty 44 sekundy (2:06:23 czas na mecie). Tadese tak jak podejrzewam ustanowił nowy rekord życiowy, który wynosi teraz 2:08:46. Jest to, blisko dwu minutowa poprawa. Choć rekordzista świata w półmaratonie dalej nie przekłada w pełni swoich umiejętności na królewski dystans.
Czy ktoś jest w stanie zagrozić nowemu rekordziście świata? Zobaczymy co pokaże Kenenisa Bekele w Amsterdamie i Mo Farah w Chicago, który jest w coraz lepszej dyspozycji. Ostatnio wygrał półmaraton Great North Run z czasem 59:26. Czekają nas kolejne jesienne emocje i zastanawia mnie tylko jedno. Dlaczego żadna polska telewizja nie transmitowała rekordowego maratonu w Berlinie? Gdyby nie internet ominąłby nas ten historyczny bieg.