Sądzę, że nie ma lepszego podsumowania tegorocznego Biegu Urodzinowego, którego rezultat jest właśnie odpowiedzią na to, co dają treningi w czasie zimy.
Na samym początku wspomnę, że właśnie wczoraj minęły 3 lata, odkąd zaczęłam startować w biegach ulicznych. Dokładniej 08.02, ponieważ wtedy odbywał się Bieg Urodzinowy 2014 i była to moja przebiegnięta druga dycha w życiu (rezultat: 57:24). Co roku jest więc to dla mnie bieg nieco sentymentalny. 🙂 W tym roku od początku postawiłam na zrobienie życiówki. To był po prostu mój dzień!
Zaczynałam biegać z niebieskiej strefy – chyba jak większość początkujących 🙂
Piątek wieczór – odebranie pakietu. Przewiało mnie niesamowicie, co zaowocowało już przed snem bolącym gardłem i ogólnym rozbiciem. Szybka interwencja witaminowa, tabletek na gardło i rozpoczęłam walkę z próbującym mnie dopaść przeziębieniem. Sobota – nie lepiej, ale i nie gorzej. Niestety wieczorem ogólne rozbicie się wzmogło, samopoczucie fatalne, ale się nie dałam. W dniu biegu obudziłam się o wiele silniejsza – bojowe nastawienie i nadzieja na nową życiówkę powróciły!
Przed biegiem – jak co zawody, kto mógł z całej naszej ekipy – stawił się na wspólnej rozgrzewce. Magda wraz z Jankiem i Rafałem ruszyli na pobliskie ulice w przeciwwiatrowych skafandrach – pogoda nie była zbyt błoga. 😉 Jak to mówi stara dobra sentencja: wiatr ….[wiał] jak na Uralu!
Zanim przejdę do biegu, muszę wspomnieć, że w czasie rozgrzewki chłopaki niesamowicie podbili moją wiarę w siebie (dziękuję!) i zaczęłam myśleć, że przebiegnięcie w czasie 48:xx jest naprawdę możliwe. W przypływie emocji 47:59 będzie niesamowitym marzeniem!! W każdym razie i tak żartowałam, że w granatowej strefie zostanę już do końca życia. To taka niewdzięczna grupa…. (45′-49’59”)
Rozbiegliśmy się każdy do swojej strefy. Plan był od początku taki, że startuję z początku – zawsze popełniam ten sam błąd, że ustawiam się za daleko – bo ustawiam się uczciwie, a później muszę rzeszę biegaczy wyprzedzać. [tu można zacząć nucić sobie Eye Of The Tiger] Ustawiłam się z przodu, emocje rosną, wiatr wieje, uśmiech na twarzy, wiatr wciąż wieje, ekscytacja, wiatr jeszcze mocniej…!wieje!, adrenalina, aż w końcu już nie mogę wytrzymać i chcę biec! No to START!
Biegnę najszybszym założonym wcześniej tempem od samego początku. Bulwar, podbieg, Piłsudskiego, Świętojańska…i tak bym mogła całą trasę wymienić – biegnie mi się super, wiatr jakoś specjalnie nie przeszkadza, choć wiadomo, że mocno hamuje. W międzyczasie wywiązał się bardzo krótki dialog ze znajomym, który mnie dogonił:
“- Magda, biegniesz 4:30….
– cóż, trudno 🙂“ I biegnę dalej, bo biegnie mi się bardzo dobrze.
Na Polskiej zaczęłam powoli finishować, wiatr jak ściana – wieje w twarz niemiłosiernie, ale 4:30 udało się utrzymać. I cóż… Skłamałabym, gdybym napisała inaczej, ale tak po prostu dobiegłam do mety. Na luzie, bez kryzysów, z radością. 🙂 Czas na mecie…? 46:32! Szok, niedowierzanie, radość, prawie odbyłam taniec radości Asi Jóźwik, ale powstrzymałam się tak publicznie i zrobiłam to dopiero w domu. 😉 Odbierając depozyt latałam po Skwerze skacząc i uśmiechając się jak głupia, więc nie dziwię się, że napotkani znajomi ponazywali mnie wariatką. 😉 Z tego miejsca również gratuluję chłopakom, którzy ukończyli bieg w bardzo dobrym czasie pomimo niespodziewanej choroby – gratulacje! Na wiosnę to oni pokażą, co w nich drzemie… 😀
fot. Julia Janicka/Aleksandra De Virion
Wniosek? Przetrenowana dobrze zima ładnie zaczyna dawać owoce! Druga dycha w życiu poniżej 50 min, ale pierwsza w Gdyni! Wynik z Biegu Niepodległości poprawiony o “jedyne” 5 minut 16 sekund. Polecam treningi zimą – naprawdę warto!
Przede mną kilka ważnych dla mnie startów, ale ten najważniejszy już za niecałe 2 miesiące – pierwszy w życiu maraton! W międzyczasie nie zaniedbuję triathlonowych treningów, choć bieganie zawsze było wiodące w moim życiu. Nie mogę doczekać się nadchodzącego sezonu 2017, każdy cel to dla mnie taka radość, że uśmiech nie schodzi mi z twarzy – to cudne uczucie gdy czujesz, że to co robisz ma sens, spełniasz się w tym i jeszcze wydaje owoce. Czego chcieć więcej…:)