Bieganie trailowe to świetna alternatywa dla biegów ulicznych. Przede wszystkim jest o wiele bardziej ciekawie. Bieganie po ulicy, po płaskim terenie, może się znudzić. W lesie trzeba być cały czas skoncentrowanym. Zmienia się zarówno ukształtowanie terenu jak i nawierzchnia oraz widoki. Także dla zdrowia dobrze nam zrobi, gdy pooddychamy świeżym powietrzem z lasu. Jest to także doskonały trening, gdyż kiedy wrócimy po takich górkach na płaskie tereny, od razu będziemy mieli dodatkową moc.
Oczywiście, aby nie było, że rzucamy słowa na wiatr, poniżej opisaliśmy nasze biegi weekendowe.
Magda w sobotę wystartowała w biegu towarzyszącym TUT (Trójmiejski Ultra Trail) na dystansie ~18 km o mylącej nazwie “Gruba Piętnastka”. Dlaczego mylącej? Ponieważ na mecie 99% biegaczy pytało: “ej, Tobie też te 15 km się trochę rozrosło?” Ponieważ biegłam ten bieg pierwszy raz 30.07.2016 (był to tym samym mój pierwszy górski bieg, podczas którego…sercowo wpadłam! Jak śliwka w kompot. 🙂 A’propos górskiego biegania oczywiście!) odpowiadałam: “Tak, też miałam 17.5 km, ponieważ ten bieg tyle wynosi, <<piętnastka>> to tylko ściema”. 😉
Trasa “Grubej” od ok. 6 km pokrywała się z trasą TUT. Jako że w niedzielę miałam ekstra życiówkę w Gdyni na 10 km, a wcześniej podczas odbioru pakietu w piątek wieczorem mocno mnie przewiało – bieg dodał swoje “3 grosze” i w tygodniu złapało mnie przeziębienie. Do piątku walczyłam o powrót drożności nosa, co mi się udało wywalczyć – aczkolwiek regeneracja w wyniku dodatkowej infekcji po niedzielnym biegu pozostawiała wiele do życzenia…. Już na 2 km “Grubej” czułam zwaciałe uda i jedną wielką niemoc podnoszenia nóg. Jeśli miałabym opisać nawierzchnię… Lód pokryty wodą, a na poboczu ograniczony błotem o poślizgu efektywnym miliard. Tor bobslejowy to za mało. Na 6.5 km zaliczyłam 2 klasyczne gleby z górki, jedna po drugiej w odstępie jakichś…30 sekund. Moje nogi po prostu odmówiły posłuszeństwa i postanowiły nie podnosić się do góry. Od tej pory zaczęła się walka o przetrwanie. 😉 Dosłownie. Momentami było mi aż chłodno, chciałam szybciej biec, ale niestety…. NIE DAŁO SIĘ.
Połączenie koncentracji, biegu po trudnej i grząskiej,
a jednocześnie śliskiej nawierzchni będąc zmęczonym,
to nie lada wyzwanie…
Summa summarum dobiegłam jako 7/94 kobieta open, 81/275 osoba i 5 z mieszkanek trójmiasta. A co mnie najbardziej cieszy? Że pomimo startu na zmęczonych nogach, ciężkich warunków pogodowych i samego faktu, że edycja zimowa jest bardziej wymagająca – urwałam czas o ponad 3 minuty z lipca. I to się dla mnie liczy, bo oznacza, że jest progres. 🙂 DLATEGO POLECAM BIEGANIE TRAILOWE! 🙂
Dodatkowo nie mogę nie wspomnieć o tym, że nie uzyskałabym takiego wyniku, gdyby nie zaoferowanie tuż przed startem nakładek z kolcami od Darka oraz wspólne motywowanie się z zapoznanym na trasie Karolem na ostatnich ok. 4 km – dzięki Wam! Dodało mi skrzydeł również spotkanie Agaty z Biegowego Świata, która fotografowała biegaczy – niby nic, ale jednak znajoma twarz na trasie podczas kryzysu zawsze dodaje otuchy i nadprzyrodzonych sił. To jest właśnie to, że można poznać przez sport wspaniałych ludzi, którzy pomogą w zależności od potrzeby: słowem, obecnością, wspólnym człapaniem na oparach, a nawet…kolcami. Dziękuję!
W niedzielę natomiast Kasia, Rafał i Janek zmierzyli się z trasą na gdańskiej trasie City Trail. Był to piąty etap tej edycji. Słowo “zmierzyli” idealnie obrazuje sytuację, gdyż jak powiedzieli organizatorzy, kiedy przyjechali o 6 rano, prawie cała trasa była pokryta lodem. Obsługa techniczna robiła co mogła, aby zawody mogły się odbyć. Jednak było wiadomo, że tego dnia nie będzie szybkiego biegania.
Ogólnie można powiedzieć, że trasa była zróżnicowana. Mieliśmy zarówno lód, śnieg, błoto, kałuże, a czasami – a nawet rzadziej niż czasami – normalną drogę. Nawet jeśli ktoś biegł w kolcach, to za dużo mu nie pomagały, może jedynie na podbiegach. Nasz zespół potraktował zawody jako dobry trening, gdyż forma nie była wysoka, ale przede wszystkim w tych warunkach istniało duże ryzyko kontuzji. Dlatego bezpiecznie, ale w dobrych humorach dobiegliśmy (doślizgaliśmy) się do mety.
To co… Przekonaliśmy Was choć trochę? 🙂 Śnieg, lód, błoto… To nasi treningowi sprzymierzeńcy – trzeba tylko umieć spojrzeć na nich z innej perspektywy….;)