Miał być nowy rekord na dyszkę. Tymczasem zanotowałem jeden z najlepszych biegów w klasyfikacji generalnej. Podia cieszą równie mocno, choć pozostaje lekki niedosyt. Nocna Dycha była sporym wyzwaniem. Dzięki któremu zebrałem kolejną wiedzę w pogoni za marzeniami.
Zawody rozpoczynały się dopiero o godzinie 23:00, dlatego trzeba było cierpliwe czekać przez cały dzień. Nie było to łatwe pod kilkoma względami, musiałem pilnować diety, aby się nie zagłodzić jak i również przeciążyć układu pokarmowego oraz nie ograniczyć aktywność w ciągu dnia do takiego poziomu, aby w pełni sił przystąpić do ścigania. Dodatkowo, aby nie siedzieć przez cały dzień w bezruchu wybrałem się kilka razy na krótki spacer. Dzięki czemu dotleniłem się oraz krew mogła swobodnie krążyć przez całe ciało.
Ostatni posiłek zjadłem trzy i pół godziny przed startem. Jest to wystarczający czas, aby organizm strawił podane kalorie, zachowują lekkość jelit i dostarczając odpowiedniej energii. Przeważnie około godziny 22 idę spać, co było kolejnym wyzwaniem. W takim momencie musiałem oszukać zegar biologiczny, angażując wszystkie siły do wysiłku. W tym celu wypiłem jedną kawę i przed rozgrzewką puszkę napoju energetycznego, było lepiej choć nie miałem takiego pobudzenia jak po południu.
Dziesięć minut po 22 godzinie, wybrałem się na rozgrzewkę, dwadzieścia minut spokojnego truchtu, chwila rozciąganie i cztery przebieżki. Po takim zestawie byłem rozgrzany i gotowy do biegu. W tym dniu rozgrzewka stanowiła bardzo ważny element ze względu na niską temperaturę 7 stopni oraz chłodny porywisty wiatr. Wróciłem do hali AmberExpo przebrałem się w strój startowy i ze spokojem czekałem na start. Pięć minut przed rozpoczęciem Nocnej Dychy poszedłem na start.
Finałowe odliczanie i ruszam do walki, o złamanie 36 minut. Wyciągając wnioski z poprzednich startów rozpocząłem spokojnie. Tempo wolniejsze od docelowego o cztery sekundy. Dodatkową przyczyną wolniejszego biegu były wiadukty na pierwszym i drugim kilometrze. Mimo wszystko czułem się dobrze i pędziłem przed siebie. Zauważyłem również, że znajduję się w pierwszej dziesiątce czyli są duże szanse na walkę o podium w kategorii wiekowej. Co stanowiło dodatkową motywację do walki.
Od samego początku biegłem samotnie, musiałem kontrolować i narzucać tempo, co nie jest łatwe. Dodatkowo nie mogłem schronić się w tłumie przed wiatrem. Zegarek wskazywał tempo średnie powyżej 3:36 min/km co oznaczało, że złamanie upragnionych 36 minut oddala się.
Między szóstym a siódmym kilometrem wyprzedziłem jednego z biegaczy. Awans o jedno oczko zawsze dodaje sił, co pomogło mi podkręcić tempo. Po cieniach na asfalcie widziałem, że od kilku kilometrów ktoś siedzi mi na plecach, ani razu nie wychodząc na zmianę. Zmęczony walką z wiatrem i wiaduktami na ósmym kilometrze złapał mnie kryzys.
Wolniejsze tempo, wykorzystał zawodnik, który biegł za mną i straciłem jedną pozycję. Dodatkowo po chwili wyprzedziła mnie druga z pań. Gdy zakończył się podbieg starałem się przyspieszyć. Dałem radę wyciągnąć 3:40 min/km, mięśniowo byłem coraz bardziej zmęczony. Za to wydolnościowo mógłbym biec jeszcze ładnych kilka kilometrów. Zebrałem się jeszcze na finisz i ostatecznie dobiegłem siódmy z czasem 36:52 oraz pierwszym w kategorii M20.
Nocna Dycha w Gdańsku była solidnym startem. Pomimo braku życiówki zanotowałem jeden z najlepszych wyników w generalce. Czuję, że złamanie 36 minut jest bardzo blisko. Muszę trafić na korzystne warunki bo do tego to akurat mam ostatnio pecha. Podczas trzech startów z rzędu towarzyszył mi silny wiatr w twarz. Mimo wszystko zachowuję cierpliwość i cieszę się drogą jaką pokonuje bo to ona daje wiele radości oraz dzięki niej przesuwam kolejne granice. Pozostał finał sezonu podczas Biegu Niepodległości w Gdyni, wierzę że ponownie na Skwerze Kościuszki ustanowię nową życiówkę.
Znajdziesz mnie również na:
Jedna myśl na temat “Nocna Dycha 2018 – Podium i test cierpliwości (relacja) – Paweł Jaszczerski”