Pierwsze zawody w tym rok już za mną. Od Biegu Niepodległości czas minął bardzo szybko. Lutowe zawody w Gdyni były idealne aby sprawdzić obecną formę oraz przetestować kilka nowych pomysłów.
Przed startem
Zacznijmy od rozgrzewki bo to był pierwszy element, który chciałem poddać kilku zmianom. Podczas ostatnich treningów zauważyłem, że zdecydowanie lepiej wykonuje mi się biegi progowe gdy szybkie dwusetki wykonuję przed zamiast po wykonaniu tejże sesji. Oprócz tradycyjnego truchtu oraz rozciągania po czterech przebieżkach, dodałem dwie dwusetki w tempie zawodów na 3 km. Powiem wam, że czułem się bardzo dobrze, nogi miały okazję poczuć szybsze tempo. Po tym zestawie udałem się do strefy startowej. Może to was zaskoczy, ale byłem przekonany, iż bieg prowadzi starą trasą przez całą ulicę Świętojańską, a tu nagle okazało się, że błędnie odczytałem trasę. Warunki tegoż dnia nie należały do najłatwiejszych, było 8 stopni czyli temperatura idealna do biegania jednakże bardzo silny, czołowy wiatr znacząco utrudniał szybki bieg.
Start i pierwsza połowa
O 10:00 ruszyłem do boju, nie myślałem o czasie, skupiłem się bardziej na intensywności oraz tempie biegu. Pierwsze cztery kilometry prowadziły pod górę oraz pod wiatr. Z doświadczenia wiedziałem, że nie można szarżować z tempem bo źle to się skończy podczas końcowej fazy biegu. W tej sytuacji starałem chować się za innymi biegaczami przed wiatrem, aby zaoszczędzić jak najwięcej sił. Kilometry te przebiegłem w następującym czasie: 3:39, 3:45, 3:49, 3:46. Na szczęście po tym wymagającym odcinku, zmienił się kierunek wiatru, a także profil trasy. Długi zbieg znacząco ułatwił bieg, a także pozwolił na odrobienie strat. Piąty kilometr przebiegłem w 3:28, a pierwszą połowę w 18:29. W tym momencie czułem się bardzo dobrze, nogi lekkie, a w głowie spokój i chęć szybkiego biegania. Nie patrzyłem na innych biegaczy, skupiłem się na samym sobie oraz redukowaniu strat.
Druga faza biegu oraz kryzys
Do mety pozostała druga piątka. Moim celem było utrzymanie mocnego tempa do 6.7 km, a następnie podkręcić obroty i trzymać taką intensywność do samego końca. W międzyczasie na zbiegu trzymałem tempo w okolicy 3:25-28 min/km. Wiedziałem, że nie mogę biec szybciej ponieważ doprowadził bym do zbyt wysokiego zmęczenia mięśniowego. Kilometr za kilometrem mijał, a ja odrabiałem czas. Średnie tempo było coraz lepsze i zbliżało się do 3:40 min/km.
W tym momencie wiedziałem, że mam coraz większe szanse aby dobiec z czasem poniżej 37 min. Po prawie 3km zbiegu, trasa ponownie wznosiła się do góry. Wbiegliśmy na słynną Świętojańską, ale tym razem była do pokonania tylko połowa tego magicznego podbiegu. Dodałem trochę do pieca, aby tempo nie spadło za mocno. Dzięki czemu 7 kilometr pokonałem w bardzo dobrym tempie 3:34. Pozostały ostatnie dwa kilometry. Przed rozpoczęciem ósmego kilometra złapał mnie lekki kryzys, niewielkie skurcze oraz lekka zadyszka. Rozluźniłem się, uspokoiłem rytm biegu i po 300 metrach wszystko wróciło do normy.
Z wiatrem do mety
Końcówkę chciałem przebiec bardzo mocno. Był to zarazem kolejny element, który chciałem przetestować czyli spokojny początek i przyspieszenie na ostatnim odcinku. Nie zerkałem już na zegarek tylko parłem przed siebie i starałem się podkręcać tempo. Na ostatniej prostej w odległości ok 200 metrów widziałem zegar z czasem. W tym momencie wiedziałem, że nie będzie życiówki dlatego utrzymałem podyktowane tempo. Zrezygnowałem z ostrego finiszu, nie chciałem zostawić całego zdrowia na pierwszym biegu sezonu. Mimo wszystko cel zrealizowałem, był to mój najszybszy ostatni kilometr na zawodach w 3:27.
Metę przeciąłem w czasie 36:20 oraz na 48 miejscu. Jest to również jedno z najlepszych otwarć sezonu w mojej karierze, a biorąc pod uwagę warunki oraz trudność trasy była to najlepsza dyszka kiedykolwiek. Czułem się bardzo dobrze, mądrze rozłożyłem siły i sprawdziłem kilka nowych elementów. Praca nad mobilnością przynosi efekty, dzięki czemu poczułem więcej luzu w kroku biegowym. Jest to optymistyczny prognostyk przed dalszą częścią sezonu. Natomiast w ubiegłym roku ledwo dobiegłem w czasie 37 min oraz z mocno przykurczonymi biodrami. To tamten bieg pomógł mi rozpoznać słabe strony i znaleźć się w tym punkcie, w którym jestem teraz. Przede mną kolejne zawody i treningi. Walczę tylko ze sobą i z własnymi słabościami, jak daleko zajdę to się okaże.
Znajdziesz mnie również na:
https://m.facebook.com/pjbiegaczzpasja/
https://www.instagram.com/jaszczer/
Zdjęcie tytułowe: