Jacek Czeczot – druga połowa Sportplay
Jacek Czeczot to człowiek pełen energii, który trenował różne dyscypliny w tym w swoim cv może pochwalić się startem w triathlonie. Obecnie razem Adamem Zagórskim (tu możecie przeczytać wywiad z nim) tworzą projekt Sportplay (tu możecie przeczytać więcej). Mimo trudnej sytuacji w której są obecnie trenerzy, nie poddaje się i walczy. W swoim życiu dokonywał już niesamowitych rzeczy takich jak np.przejechanie 1 000 000 m na ergometrze wioślarskim. Zachęcamy do przeczytania niezwykle inspirującego wywiadu.
1. Jak zaczęła się Twoja przygoda ze sportem?
Przygoda ze sportem zaczęła się od szkoły podstawowej. Odkąd pamiętam i znam z opowieści zawsze byłem wulkanem energii, nie każdy sobie z tym radził. Najtrudniej mieli nauczyciele w szkole. Kiedyś nie było określenia dziecko z ADHD, tak popularnego w obecnych czasach. Za moich młodzieńczych lat (1996-2003/04) byłem postrzegany jako łobuz. Na szczęście nie wszyscy nauczyciele stracili we mnie wiarę. Pani od nauczania początkowego w klasie 1-3 SP, dała mi szansę i okazała się ekspertem z dziedziny pedagogiki i rozpoznania dzieci (teraz tak ją wspominam). O ile pamięć mnie nie zawodzi to była 1 lub 2 klasa SP. Zostałem dosłownie zaprowadzony na trening “koszykówki”, tam pierwszy raz zetknąłem się z pojęciem “trener”. Tam już nie było Pani ani Pana od sportu, tam był trener. No i tak rozpoczęła się moja przygoda ze sportem. Raz w tygodniu trening koszykówki (chyba były to wtorki 17.00), miałem blisko do szkoły więc sam tam chodziłem. Oczywiście z biegiem czasu dochodziły zawody i rozgrywki, mecze międzyszkolne oraz międzyklasowe. To są super wspomnienia. Pierwsze przyjaźnie i koledzy od sportu.
2. Z tego co wiem trenowałeś różne dyscypliny sportowe, opowiedz nam o tym
Tak jak już wspomniałem pierwsza była koszykówka w szkole podstawowej. Kolejna styczność z innymi dyscyplinami to raczej krótkie epizody. Było pływanie, gdyż w klasie miałem koleżankę, której tata prowadził szkółkę – no to jak nie skorzystać, tak nauczyłem się pływać. W okresie od 1 – 6 kl SP. była także piłka nożna, ale klubowe kopanie piłki to nie zawsze to samo co na boisku przed blokiem – nikt nie lubił moich trików. Trenowałem streetball po godzinach na boisku szkolnym. Obowiązkowo jeździłem rowerem. Rodzice dawali mi dużo swobody za co jestem im wdzięczny, bo zwiedziłem dużą część Bydgoszczy właśnie jako dziecko na rowerze (pochodzę z Bydgoszczy). Uczestniczyłem także w licznych SKS w szkole . W tym czasie, zaczęła się przygoda ze sportami wodnymi. Jakoś w 6 klasie rozwiązali nasz zespół koszykówki chłopców i trzeba było znaleźć miejsce w którym mógłbym wydatkować energię. Z kolegami jeździliśmy na kajakarstwo oraz capoeirę. Łącznie wychodziło już kilka treningów w tygodniu. Kajakarstwo zapoczątkował moją nową pasję do sportów wodnych ale tych w kajaku później w łodzi wioślarskiej. Następnie trzeba było wybrać gimnazjum. Co do wyboru był jeden główny warunek “musi być to szkoła sportowa” albo klasa profilowana innej nie rozpatrywałem. I tak kajakarstwo z racji dużej odległości i czasu na dojazdy zmieniłem na bliżej położone 6 Gimnazjum Sportowe w Bydgoszczy, przy ul. Karłowicza. Tak rozpoczęła się 9 letnia przygoda z wioślarstwem, która znacząco wpłynęło na to kim teraz jestem i jest to na pewno temat na oddzielny wywiad. Po tym jak odszedłem z wioślarstwa z powodu różnych przyczyn, głównie z powodu kontuzji, szukałem czegoś nowego. Padło na coś równie ciężkiego, czyli triathlon, bo po co sobie upraszczać życie ;). Byłem wybiegany, rower uwielbiałem (to mój główny środek transportu), a pływanie szło mi świetnie.
3. W 2013 roku wystartowałeś w 1/2 IM w Borównie. Co Cię skłoniło do startu i jak się do tych zawodów przygotowywałeś?
Triathlon to jedna z dyscyplin, która spina wiele lubianych przeze mnie dyscyplin sportowych i do tego jest ciężka. Oczywiście pragnę powiedzieć, że to nie była długa przygoda, podchodziłem raczej do tego na luzie. Pierwszy start był w Sprincie w Maju w stolicy polskiego triathlonu w SUSZU (950m/40km/10km). Jak się do tego przygotowałem. Trochę biegałem, eksplorowałem Gdańsk na rowerze bo to czas studiów na AWFiS Gdańsk. A pływanie miałem na zajęciach oraz na kursie na ratownika WOPR. Czułem się mocny i gotowy na sprawdzenie, tych wszystkich zakładek i uciekania od draftingu. Sam start w Borównie na ½ IM. Wspominam jako niesamowitą podróż mentalną w głowie. To tam odblokowałem coś czego wcześniej nigdy nie czułem. We wioślarstwie nie byłem w czołówce, było wielu mocniejszych ode mnie i nie zawsze można wygrać. W Borównie odniosłem największe zwycięstwo “wygrałem z własną głową” to tam przesunąłem próg wysiłku i bólu. Same przygotowania były dziwne. W sumie zawody w Suszu były w maju, a w Borównie pod koniec sierpnia, czyli trochę ponad 3 miesiące. W tym czasie raczej wielkiej formy się nie zrobi. Pamiętam w lipcu podjąłem pierwszą pracę na plaży (Gminne Kąpielisko w Borównie).
Mieszkałem na działce ROD pod Bydgoszczą oddalonej około 12km od plaży, więc raz jechałem do pracy na rowerze i wracałem biegiem, następnego dnia biegiem i powrót rowerem.
Pamiętajmy, że praca na plaży to 8-9h obserwacji i reakcji, nie zawsze było dużo siły na trening. Pomiędzy wplatałem także pływanie w akwenie, w którym później odbywały się zawody (poznałem go bardzo dobrze). Wplatałem to dużo powiedziane, gdyż po pracy robiłem 1-2 km we wodzie, jadłem przekąskę i wracałem na działkę 12 km. Następnie jadłem kolację i szedłem spać. Pobudka często była o 5.30 tak aby zjeść śniadanie i na 9.00 spokojnie zdążyć na plażę, dbając o to aby po drodze nie stracić tego śniadania. Sierpień był jeszcze bardziej zwariowany. Wróciłem do Gdańska i rozpocząłem pracę na plaży przy Molo w Brzeźnie (Kąpieliska Morskie Gdańsk). Zamieszkałem u znajomych w klubie muzycznym (w którym pracowałem jako barman/dj) we Wrzeszczu. I tutaj spadłem z objętości biegowej i rowerowej. Zamieniając ją na dystans około 4km w jedną stronę. Ale dzięki temu więcej pływałem, także udało się nie stracić wszystkiego. Sam start był wspaniały, pomimo że trasa pływacka się troszkę rozpłynęła i miała ponad 1,9 km. Trasa kolarska to były moje tereny więc noga podawała dobrze. Natomiast kryzys przyszedł na półmaratonie. Brak treningów zakładkowych, zablokował nogi na początku. Potem przyszło odwodnienie i brak węglowodanów. Nie potrafiłem jeszcze dobrze jeść i pić podczas startu. Zabrakło także żeli. Jednak dobiegłem, więc satysfakcja była ogromna. Z tego co pamiętam miałem do dyspozycji wodę, colę i banany w punktach żywieniowych, jakieś carbo w bidonie oraz kilka snickersów i marsów przy ramie, w kieszeni. Po wszystkim zjadłem największy obiad w życiu !
4. Planujesz jeszcze powrót do triathlonu?
Myślałem o pełnym Ironmanie, ale póki co nie mam do tego głowy. A start bez przygotowania, wiem że dałabym radę, ale organizm by się regenerował zbyt długo. Pracuję jako trener nie mogę sobie pozwolić na 1-2 tygodnie dochodzenia do pełni sprawności. Ale jak to mówią “nigdy nie mów nigdy”.
Czytaj więcej Ironman Gdynia 2021 staje się faktem
5. Adam nam już opowiadał o Waszym projekcie Sportplay, ale jakbyś mógł swoimi słowami opisać tą wizję
Sportplay to projekt z wizją, która jeszcze się formułuje. Jesteśmy na samym początku tej przygody z własnym biznesem, ale mamy już za sobą sporo doświadczeń. Sam okres w którym pomysł powstał był bardzo niepewny, bo to moment zaraz po ogłoszeniu światowej pandemii COVID-19. Nikt nie widział co będzie za rok, miesiąc, tydzień, dzień. Wielu by się się nie podjęło wyzwania, a my to zrobiliśmy i pchnęliśmy tą kule śnieżną z góry i tak toczy się już któryś miesiąc i nabiera wielkości. Doskonale wiemy z naszych poprzednich działalności JDG, że bez pracy to nic nie przyjdzie samo. Moim zdaniem to początek pewnej drogi, którą trzeba geodezyjnie wytyczyć, następnie przetrzeć jej szlak, wydeptać a na końcu wyłożyć brukiem aby za kilka lat wylać asfalt i zrobić 9 pasmową autostradę !
6. Czego nauczyła Cię teraz sytuacja z koronawirusem
Przede wszystkim tego, że należy odpowiednio dobierać sobie grupy osób z którymi chcesz współpracować, wśród których chcesz żyć, z którymi chcesz prowadzić biznes. Wielu z moich poprzednich znajomych pokazało swoje prawdziwe oblicza i z wielkich przyjaciół dołączyli do grona osób, z którymi nawet nie masz ochoty się zobaczyć na ulicy. Ale także nauczyło tego, że jakikolwiek wytyczyć sobie cel to ciężką pracą go osiągniesz. W trakcie początku pandemii pracowałem po 12-14h na dobę. Wraz z Adamem Zagórskim tworzyliśmy kontent zajęć on-line, budowaliśmy stronę www, budowaliśmy i udoskonaliliśmy studio nagraniowe, montowaliśmy filmy i robiliśmy rzeczy, które często robiliśmy pierwszy raz w życiu. Śmiało mogę powiedzieć, że jeszcze bardziej poznałem siebie.
7. Jak sobie radzicie w tym czasie?
Pierwszy lock down złożył do zera nasze zajęcia z dziećmi i inne prowadzone dodatkowo za pieniądze zajęcia aktywizują dzieci, młodzież i osoby dorosłe. Nic nie można było zrobić w realu. Gdyby nie to, że mieliśmy jakieś swoje oszczędności byłoby kiepsko.
Teraz powoli dochodzimy do podobnej skali zajęć z dziećmi. Mamy kilka sprawdzonych lokalizacji i całkiem fajną gromadkę Ninja Kids. Biegamy i jesteśmy zdrowi i nasi podopieczni też mniej chorują. To wszystko dzięki hartowaniu ciała i ducha. Patrzę bardzo optymistycznie w przyszłość bo wierzę, że ludzie dostrzegą silne lekarstwo jakie drzemie w uprawianiu regularnej aktywności fizycznej.
8. Czy bycie trenerem to prosta sprawa?
Bycie trenerem to nie jest prosty chleb, mimo to na chwilę obecną nie wyobrażam sobie innej pracy. Studia nauczyły mnie bycia panem od fikołków (panem od Wychowania Fizycznego) ale przede wszystkim nauczyły mnie radzenia sobie w życiu. Już na studiach zacząłem pomagać jako pomocnik trenera w moim klubie wioślarskim Lotto Bydgostia Bydgoszcz, to tam miałem pierwszą styczność z tą profesją. To są niezapomniane dla mnie chwile, ponieważ współpracowałem z moimi trenerami i poznałem smak wioślarstwa z od tej drugiej strony. Tam była też starsza młodzież i teraz pracujemy z dziećmi w wieku przedszkolnym, wczesnoszkolnym i już młodzieńczym. Oczywiście nie rezygnuję z pracy z osobami dorosłymi. Każdy trening to inna historia i to jest najlepsze. Nie ma dwóch takich samych treningów, nawet jak przyjdą te same osoby. Dzięki temu mogę poszerzać swoją wiedzę z zakresu psychologii i pedagogiki oraz bardzo mocno socjologii. To fajne !
9. Opowiedz mi o swoim niesamowitym wyzwaniu kiedy przejechałeś 1 000 000 m na ergometrze wioślarskim.
O widzę, że dobrze się przygotowaliście 😉 Wcześniej opisywałem przełamanie podczas pierwszego ½ IM. Potem w mojej amatorskiej karierze były maratony biegowe. Podczas nich przesuwałem poprzeczkę bólu i osiągnięć. Pierwszy maraton poszedł jak pstryknięcie palcem i serio nie było żadnego kryzysu, a na 38km rozmawiałam przez tel. Złamałem 4h. Drugi był bardzo ciężki, zaplanowałem 3h i 30min, ale owsianka mi nie weszła i pokrzyżowała plany. Następne wyzwania to Bieg Morskiego Komandosa na dystansie około 22 km z dozwolonym plecakiem i atrapą karabinu AK 47.
Ergometr wioślarski Concept 2 jest nieodzownym elementem treningu wioślarskiego w okresie przygotowania zimowego. To na nim spędzaliśmy czasem 2h jazdy ciągłej. To na nim odbywaliśmy kary za gadanie przez sen (trenerzy nie uwierzyli ) i tu wytłumaczenie. Wyobraź sobie jaki to ból dla sportowca kiedy po wieczornym prysznicu, na obozie, gdzie brakuje ciepłej wody (bo boiler ma ograniczoną pojemność) musisz zejść do sali ergometrów i zjechać 3 km albo 5 km na odpowiedniej mocy. Przychodzisz po około 25min, spocony i nie możesz wziąć prysznica, to bolało.
Samo wyzwanie wzięło się z faktu, iż przechodziłem pewien ciężki okres w życiu, coś jak lekka depresji, postanowiłem wrócić do wiosełek na sucho.
Powiedziałem sobie że codziennie 10km, później skoczyło do 15 km i 20 km i tak się kulało. Wszystko opublikowałem na insta i fb (miałem cel dopłynąć dystans z Gdańska do Tokio coś koło 8500km) taką sobie Olimpiadę wymyśliłem. Zrobiłem około 1500 km w kilka miesięcy i wróciłem do zdrowia. Potem czasu zaczęło braknąć na dojazdy na siłkę i kontynuację wyzwania, ale jeszcze dojadę kiedyś swoją Olimpiadę.
Samo wyzwanie 1 000 000 zauważyłem na instagramie u pewnego pana w wieku około 60 lat, jak pochwalił się tym że wynikiem. Uznałem, że też chcę spróbować (przesunąć próg bólu – ponownie). Znając charakter tej maszyny obawiałem się że nie dam rady. Bo pośladki będą boleć, plecy. Widziałem wszystkie demony z dawnych lat, kiedy ergo było nielubianym przymusem. Nawet chciałem machnąć to w formule 2x 50 km, ale kolega z pracy (inny wuefista) powiedział, “ej ale to nie będzie już 100 km”. Tak więc zaplanowałem żywienie, nawadnianie wykorzystując doświadczenia z maratonów biegowych. Narzuciłem reżim uzupełniania kcal na bieżąco (chyba co 300) i ruszyłem po zajęciach w szkole (pracowałem wtedy w sp 85 w Gdańsku), Zeszło od 14.00 do około 22.00. Zrobiłem to. Miałem 2 kryzysy, które przełamałem. Jadłem w trakcie żele (łącznie 8 szt.) dwa batony białkowo-węglowodanowe, wypiłem 3l wody mineralnej i 2,5l kisielu rozwodnionego z carbo oraz zjadłem 2 albo 3 naleśniki z masłem orzechowym i nutellą. Uczucie po ukończeniu było niespotykane. Łzy same napłynęły do oczu a ból był przeogromny. Dziękuje wszystkim kibicom którzy mnie wspierali. Piona ziomeczki !
10. Masz jakiegoś idola, który Cię inspiruje?
Jeżeli chodzi o idola sportowego to raczej nie mam. Mam już sporą wiedzę z zakresu sportu i wiem, że sukces ma wiele składowych i często sami nie jesteśmy w stanie dogonić swojego idola, można się tylko zwieść. W sporcie wiemy, że nie tylko liczy się praca, dieta, wyrzeczenia i postawienie wszystkiego na jedną kartę. Sport to także predyspozycje genetyczne i jestem zdania że można zmienić całe swoje życie ale jak nie jesteśmy stworzeni do pływania a bardzo chcemy robić wyniki, to lepiej obrać inną ścieżkę a pływać dla frajdy.
Jeżeli chodzi o idola biznesowego to jest ich kilku i tutaj tylko wymienię z imienia i nazwiska, bo większość z nas ich doskonale kojarzy. Śp. Steve Jobs za umiejętność do dążenia do realizacji swojej wizji świata. Maciej Wieczorek za ogromną wiedzę, którą się dzieli za darmo na YT. śp. profesor ks. Józef Tischner za to jak kochał drugiego człowieka.
11. Masz jakąś specjalną dietę? /Na co zwracasz uwagę w odżywaniu?
Aktualnie mierzę się z wyzwaniem 30 dni bez cukru (chodzi o obniżenie jego spożywania), czyli odstawiłem ciasteczka, czekolady, cukiereczki i babeczki. Patrzę na składy i wybieram produkty z głową. Oczywiście z umiarem nie czytam wszystkich składów produktów, które w sklepie pakuję do koszyka. Jestem na diecie wegetariańskiej od początku tego roku i czuję się świetnie. Skończyły się częste problemy ze wzdęciami i koniecznością “zbierania papierzaków” w lesie podczas treningu. Jem kiedy muszę i staram się nie objadać. Piję codziennie kilka litrów wody i to chyba moje sposoby dietetyczne. Lubię gotować więc czasem wymyślam przy garnkach.
12. Które zawody były tymi które zapamiętasz do końca życia?
To na pewno Akademickie Mistrzostwa Europy we wioślarstwie. Zdobyliśmy wtedy z chłopakami z osady ósemki mężczyzn srebrny medal. To był nasz czas. Jak to zwykle bywa do złota zabrakło kilku metrów, mimo to czułem się jak zwycięzca. To był rok przed zakończeniem kariery wioślarskiej.
13. Wiele osób bardzo często mówi, że ma problem z motywacją, że się nie chce, zdarzają Ci się takie dni? Co wtedy robisz?
Oczywiście, że miewam takie dni. Jeżeli mogę sobie pozwolić to odpalam jakiś serial albo film, często kończy się na całej serii. Jeżeli mam mniej czasu to idę na spacer do lasu. Kocham las i spacery po nim, kiedyś chciałbym zamieszkać gdzieś blisko albo nawet w lesie. To mnie uspokaja i pozwala pomyśleć. Inny sposób to mocny trening, ale w obecnej sytuacji gdzie mam sporo godzin zajęć z dziećmi i kilka z osobami dorosłymi to niezdrowo byłoby się jeszcze zajechać na swoim treningu. Pokochałem także czytać książki i to też jest sposób na spadek motywacji. Czytam dużo biznesowych książek i te pomagają w spadku motywacji w biznesie. Kilka rozdziałów i szare komórki znowu wkręcają się na odpowiedni poziom.
14. A między treningami i pracą jakie masz sposoby na relaks?
Książka, włóczęga po lesie, drzemka, serial i film. No i muzyka, dobry “secik” zawsze relaksuje.
15. Jakie masz plany na przyszły sezon
Przyszły sezon uzależniony jest od rozwoju naszego biznesu i spółki. Jeżeli tam będzie wszystko na należytym poziomie to wezmę udział w kilku zawodach, ale raczej nie planuję tego teraz. Fajnie jest czasem tego nie planować i podjąć wyzwanie jak zobaczysz lukę w harmonogramie i przypasują ci jakieś zawody. Tak miałem w tym roku z Formozą Challenge. Ukończyłem cykl 3 biegów typu OCR wioskowe z przygodami i zbierając kolejne ciekawe doświadczenia.
Chodzi mi po głowie jakiś ultra maraton, ale on też pójdzie pewnie z tak zwanej “luźnej nogi”.
16. Jakie są Twoje marzenie i jak wyobrażasz sobie swoją sportową przyszłość?
Marzeń sportowych jest kilka. Jednym z nich jest wziąć udział w popularnej “Selekcji”. Chciałbym także zrobić tego pełnego IM, ale gdzieś zagranicą tak by liczył się w dalszej rywalizacji. Chciałbym także wyjść na tydzień/dwa w góry i szlajać się po szlakach, spać w namiocie i jeść co upoluje (albo będę miał w plecaku) i znajdę. Na pewno wbiec na jakiś większe szczyty niż nasze Polskie góry.
Moje wyobrażenie o przyszłości sportowej, bądźmy realistami mam już 30 lat na karku i sporo planów biznesowych, na spektakularne osiągnięcia może nie wystarczyć sił i czasu. Mimo to chciałbym być takim rześkim, sprawnym, mocnym 40 -sto później 50-cio i tak do 80- ciu lat. Gdzie będę takim dziadkiem dla swoich wnuków, z którymi mogą wziąć udział wspólnie w maratonie albo bez wstydu pojechać nad jezioro i razem przepłynąć na drugi brzeg, czy to wpław czy to na łodzi.
Dziękuje za zaproszenie do wywiadu i proszę o przekazanie przesłania:
“Dbajcie o swoją sprawność fizyczną ponieważ to jest najbardziej utajniony lek na wszystkie nasze ludzkie dolegliwości!”