Setki kilometrów biegiem, tysiące przejechane na rowerze, dziesiątki tysięcy podróży w nieznane, przynajmniej jedno nowe doświadczenie, przynajmniej jeden nowo poznany człowiek.. Poza tym spotkania ze słabościami, walka z samym sobą, podróże po Polsce i za granicę… Czyż inaczej nie można sobie wyobrazić podsumowania roku i realizacji marzeń?
Kolejny rok pełen przygód i odkrywania nowości, przełamywania barier i dążenia do bycia lepszym. Brzmi pewnie trywialnie i książkowo, co? Chyba i tak, ale czy może nie na tym polega życie, by korzystać i brać je pełnymi garściami?! Długo zastanawiałem się jak podsumować miniony rok oraz co napisać motywującego (niestety dużo tego dzisiaj w Internecie, a jeszcze więcej na przełomie roku). Chciałem też, aby obyło się bez zbędnego przechwalania się i by nie był to standardowy tekst, pisany pod siłą emocji i jakiś głębszych doznań. Przemyślałem poprzedni rok przez kilkanaście pierwszych dni stycznia, dosłownie „przespałem się z tym i jest mi dobrze..”, a teraz przychodzi czas na podsumowanie i zadanie sobie pytanie – jak i czy w ogóle dobrze wykorzystałem miniony rok? Warto by każdy sam odpowiedział sobie na to pytanie, nie będę naciskał, nie będę sugerował.. Zrozumiałe jest, że każdy z nas robi większe (bądź mniejsze) podsumowanie roku zazwyczaj blisko sylwestra bądź Nowego Roku. Wtedy najbardziej skupiamy się na tym by zawiesić wysoko poprzeczkę na następny rok, zakładając ambitne, (często) krótkotrwałe cele. Warto jednak popatrzeć też na przeszłości i zadać pytanie – ile wymagam od siebie i czy w ogóle to robię? Ja musiałem trochę odetchnąć po sylwestrze, a jeszcze bardziej po poprzednim roku, bo.. Właśnie, bo dużo się działo, a nawet i za dużo..
Przede wszystkim zrealizowałem 95% wszystkich postawionych celów, a w podróżach nawet i 120%. Te 5% zostawiam na to co mogłem zrobić, a co sobie odpuściłem. Najważniejsze, że mimo spokojnego rozpoczęcia roku, drugą część jego mogę zaliczyć do najbardziej szalonych, udanych i pięknych chwil! W skrócie – przebiegnięte jednego dnia 55 km w Bieszczadach, bicie „życiówek” w biegach, przejechane rowerem 700km przez Polskę w 4 dni. Do tego zjeżdżona Ukraina wzdłuż i wszerz, opalanie się zimą w bogato kulturowym Izraelu, zdobycie tytułu na studiach, podejmowanie się wielu działań oraz realizowanie celów. Więcej nie będę dodawać. Chcę tylko pokazać, że jak się chce to wiele można. I proszę nie tłumaczyć się – „nie mam czasu”, „muszę odpocząć”, „jutro zacznę”, gdyż z takimi myślami można i przespać całe życie. Warto działać i widzieć postępy, a wyniki przyjdą same. Jak ich się nie dostrzeże od razu, to na pewno kiedyś wyjdą – nawet i bokiem (ale oczywiście w pozytywnym sensie).
Co jeszcze dodam od siebie? Że życzę realizacji marzeń w roku 2018, albo chociaż jednego z nich ? I nie poddawajcie się! Życie przynosi czasem kłodę, o którą się potykamy.. Ale co zawsze potem robimy? Wyciągamy wnioski i patrzymy dalej, by nie popełnić tego samego błędu oraz nie potknąć się znowu. Dlatego życzę tego szerokiego spojrzenia na życie i powiedzenia, że w tym roku mogę coś osiągnąć, a nawet że coś faktycznie osiągnę! Zobaczymy za 365 dni, a może i szybciej..