LOTTO Duathlon Energy Ustka #2 – relacja Łukasza&Maćka

LOTTO Duathlon Energy Ustka #2 – relacja Łukasza&Maćka

Relacja Łukasza

Planując tegoroczne starty przez myśl mi nie przeszło, że dwa razy pojadę do Ustki (relacja z wiosennych zawodów) by wystartować w duathlonie. A to, że dwa razy ukończę te zawody na podium nawet w kategorii wiekowej było poza sferą marzeń. To był bardzo udany start kończący sezon multisportowej rywalizacji w roku 2018.

Do Ustki wspólnie z bratem Maćkiem oraz ekipą wsparcia w postaci Patrycji i Łukasza udaliśmy się wcześnie rano w niedzielę. Już o 9 zameldowaliśmy się w biurze zawodów, gdzie odebraliśmy pakiety startowe. Następnie szybka szatnia oraz wstawianie rowerów do strefy zmian. By ostudzić emocje przed startem poszliśmy na spacerek przejść się urokliwymi uliczkami miasteczka oraz nacieszyć oko pięknymi widokami otwartego morza.

Przed startem tradycyjnie krótka rozgrzewka, by punktualnie o 12 wystartować kolejno na 5 km biegania, 15 km roweru oraz 2,5 km ponownie biegu.  Pierwszy bieg nieco lepiej od założeń pobiegłem w niecałe 19 minut. Pomimo pofalowania trasy i rosnącego tętna w strefie zmian nie odczuwałem dużego zmęczenia, co dobrze prognozowało na rower. Na przebranie się, czyli zmianę butów oraz założenie kasku potrzebowałem niecałe 1,5 minuty co jest nie najgorszym wynikiem 😉

Tym razem na rowerze od początku starałem się dać z siebie najwięcej wykorzystując każdy odcinek dobrego asfaltu do jak najszybszej jazdy. Sprzyjała temu bezwietrzna pogoda, jednak w zacienionych odcinkach trzeba było bardzo uważać na mokrą jezdnię, która sprzyjała poślizgom. Im bliżej powrotu do strefy zmian tym więcej zawodników starałem się wyprzedzać, by mieć jak najlepszą pozycje na ostatni etap rywalizacji. Dzięki chwilami ryzykownej, lecz bezpiecznej jeździe rower kończę w nieco ponad 27 minut co daje średnią ponad 33 km/h. Jest poprawa w stosunku do kwietnia – SUPER 😀 Szkoda tylko, że sędziowie nie ukarali kilku zawodników za brak indywidualnej rywalizacji na trasie, jednak nie mnie to oceniać. Ja byłem wobec siebie i innych sprawiedliwy i wiem, że dałem z siebie tyle na ile było mnie stać. Tuż przed zejściem z roweru wyjmuję stopy z butów, by jak najmniej czasu spędzić w strefie zmian wiedząc, że na plecach mam mocnych zawodników. Nieco ponad minuty potrzebuję by zdjąć kask i ponownie założyć buty biegowe. Kolejna poprawa w stosunku do kwietnia !!!

Bieg rozpoczynamy we trzech, a spiker ma rację mówiąc, że czeka nas ciężka walka o czołowe pozycje. Od początku widać, że żaden z nas nie zamierza odpuścić, ale też nie chce podjąć ryzyka prowadzenia pozostałych dwóch rywali. Sytuacja taka utrzymuję się niemal do połowy dystansu gdzie ja postanawiam wziąć łyka wody rozdawanej przez wolontariuszy i … zakrztusić się. „Koledzy” uciekli mi na kilka metrów, lecz udaje mi się ponownie złapać ich plecy na podbiegu. Do mety pozostało ok 500 metrów, czyli lekki podbieg oraz ostatnia prosta i wiem, że jak teraz nie przyspieszę to mogę zapomnieć o marzeniach o podium. Pierwszego rywala połykam z nadzwyczaj dużą łatwością. Drugi widać, że jest bardziej doświadczony i ma większy zapas energii w akumulatorach, bo daje się wyprzedzić, lecz przykleja się do moich pleców. Widać już metę, doping jest coraz głośniejszy, ja przyspieszam, lecz oddech też ciągle słyszę… Czuję już pieczenie w nogach i wiem, że daję z siebie najwięcej jak mogę, lecz mój rywal okazuje się minimalnie lepszy. Tuż po przekroczeniu mety obowiązkowa piona, podziękowanie za wspólną rywalizację i ogromne gratulacje J Patrząc na zegar wiem, że złamałem godzinę, co oznacza, że w stosunku do kwietnia czas poprawiłem o ponad 2 minuty. Przed startem zastanawiałem się czy uda mi się dokonać tego cudu, ale nie myślałem, że z aż takim zapasem.

Niedługo po mnie finishuje Maciek, a zaraz po nim z gratulacjami przybywają Patrycja i Łukasz. Chwila odpoczynku i okazuje się, że w Ustce ponownie zostajemy chwilę dłużej, bo zawody ukończyłem na 2 miejscu w kategorii wiekowej 20-29 !!! Po dekoracji udajemy się na obowiązkowe świętowanie, czyli pyszny makaron, pizzę i piwko. Znajdujemy również chwilkę na deser, czyli kawkę i lokalny wyrób – krówki Usteckie. To był bardzo długi i intensywny dzień lecz pełen wrażeń, a zapamiętamy go na pewno na długo.

Dziękuje bardzo bratu Maćkowi za namowę wyjazdu i wsparcie, niezastąpionej ekipie kibiców Patrycji i Łukaszowi,  a także za pamięć i słowa wsparcia „na odległość” oraz wszystkim zawodnikom, z którymi rywalizowałem na trasie 😉 Pamiętajcie, że NIEMOŻLIWE NIE ISTNIEJE, a dużo zależy od nas i naszej konsekwencji w dążeniu do celu.

Teraz czas solidnie przepracować ostatni miesiąc, bo już 28 października kolejny debiut w tym roku – AmberExpo Półmaraton Gdańsk.

Relacja Maćka

Drugi duathlon w sezonie 2018 zaliczony i ponownie zawitaliśmy do pięknej nadmorskiej Ustki, która nas oczarowała już w kwietniu 😀 Po wysoko zawieszonej poprzeczce w pierwszym starcie na wiosnę oczekiwania były wielkie co dało dużo motywacji do polepszenia wyniku. Jakie emocje towarzyszyły na każdym etapie rywalizacji , co było lepsze a co wymaga poprawy przed kolejnym startem o tym w mojej relacji! Zapraszam.

Piękna trasa biegowa i dość szybka trasa rowerowa skłoniły do ponownego startu w oddalonej o 120 km od Trójmiasta Ustce. Tym razem weekend startu rozpoczęliśmy w dniu zawodów, by w niedziele wczesnym rankiem wyruszyć z bratem Łukaszem i ekipa dopingową na podbój Energy Duathlonu. Dotarliśmy na 3 godziny przed strzałem startera i odebraliśmy pakiety startowe. Następnie rower i pozostałe wymagane sprzęty powędrowały do strefy zmian. Pozostałe 1,5 godziny przed startem spędziliśmy na podziwianiu otwartych wód Bałtyku, niezwykle spokojnym tej niedzieli. Towarzyszyła nam lekko pochmurna i chłodna aura ( 15 st C ) jednak słońce co jakiś czas dawało o sobie znać. 30 min przed startem rozpocząłem rozgrzewkę, zakończoną rozciąganiem na 10 min przed 12:00, kiedy wystartowaliśmy. Panowała jak zawsze bojowa atmosfera , podkręcana muzyką i energicznymi głosami spikerów! Wybiło południe i ruszyliśmy !

Dobrze już znana pierwsza cześć biegowa pozwoliła na odpowiednie rozłożenie sił i tak dynamicznie napierając do przodu trzymałem się w grupce 4 mężczyzn. Pokonaliśmy pierwsze 1,5 km razem , następnie ostry podbieg i szybki zbieg a po 2 km stawka się porwała, kontynuowałem bieg z jedną osobą metr za mną trzymając dystans około 20 s za Łukaszem. Czułem się dobrze a w drugiej części dystansu nadawałem tempo, które pozwoliło doścignąć jednego zawodnika. Dystans oficjalnie 5 km pokonałem w czasie 19:30 co daje średnie tempo 3:54 / km. Rewelacja ! Czas na szybką zmianę butów, zabranie Mongoła i w drogę. Dystans 15 km planowałem pokonać na pełnym gazie, bo treningi wakacyjne pokazały, że forma jest jak nigdy! Znajomość trasy z kwietnia pomogła ją szybko i bezpiecznie pokonać mimo kilku śliskich zakrętów i nierównej chwilami nawierzchni. Rower pokonałem w niewielkim towarzystwie kolarzy trzymając tempo na całym dystansie około 34 km/h , chwilami zwalniając przez czołowy wiatr do 30 km/h. Drugi etap rywalizacji ukończyłem w czasie 29:28 co przekłada się na średnie tempo 30,5 km/h.

Po rowerze nadeszła chwila na strefę zmian, która normalnie nie wywołuje dużego stresu jednak po raz pierwszy postanowiłem pożegnać się butami i pozostawić je w blokach pedałów. Wyćwiczone wyjmowanie stóp z butów w sobotę przed zawodami przebiegło fenomenalnie, a ja w skarpetach podreptałem do stanowiska wskoczyć w buty biegowe i dalej na ostatni etap Duathlonu, czyli 2,5 km biegu. To tutaj rozpoczyna się prawdziwa zabawa i walka o czas, a biegnąc ze spiętymi mięśniami łydek trzeba cisnąć i dać z siebie wszystko co zostało w akumulatorach po pierwszych dwóch etapach rywalizacji. Ostatnie 2,5 km biegu, zażywając w połowie dystans kilka łyków wody, pokonałem w czasie 10:52 co daje szybkie średnie tempo 4:20/km.

Całe zawody kończę z dumą wbiegając na metę z czasem 1:02:20. Porównując z kwietniowym czasem (1:02:32) na pierwszy rzut oka jestem w tej samej dyspozycji) jednak należy wziąć pod uwagę kontuzję, której nabawiłem się pod koniec czerwca. Złamanie zmęczeniowe kości śródstopia wykluczyło mnie z treningów biegowych na 7 tygodni, jednak cierpliwie czekałem na moment kiedy będę mógł wrócić na biegowe ścieżki. Jedynie przez 2 tygodnie nie jeździłem na rowerze co dało możliwość podtrzymania podstawowej aktywności. Kontuzja dużo mnie nauczyła a przyjęcie jej z pokorą i zastanowieniem pozwoliła zmienić planowanie treningów i wplecenie więcej treningu uzupełniającego. Regeneracja jest najważniejsza!

Cieszę się ogromnie, że wróciłem do rywalizacji, bo to pozwala poczuć granice własnych możliwości. Dziękuję wszystkim, którzy trzymali za mnie kciuki podczas przerwy, a za niezastąpiony doping przy trasie Patrycji i Łukaszowi 😉 Teraz czas na kontynuowanie przygody biegowej małymi krokami do przodu i do usłyszenia w jesienno-zimowej części sezonu 2018 !!!

 

Dodaj komentarz