Nie tak to miało wyglądać. Kolejna próba złamania 36 minut, okazała się porażką. Czułem duże rozczarowanie, ale wiem, że nie jest to mój ostatni bieg. Skupiam się na kolejnych startach i myślę w długoterminowej perspektywie. Przeanalizujemy co nie wyszło podczas 56 Biegu Westerplatte oraz wyciągniemy wnioski, aby w kolejnych zawodach stanąć bogatszym o nową wiedzę.
Śniadanie
Wstałem przed godziną szóstą bez budzika. Noc dobra. Na śniadanie zgadłem trzy wafle ryżowe z masłem orzechowy i słonecznikowym oraz rodzynkami. Wypiłem jeszcze małą kawę i mogłem jechać na start. O 8:20 wypiłem jeszcze puszkę napoju energetycznego, dla uzupełnienia kalorii oraz dodatkowego pobudzenia. Około 8:50 jechałem autobusem na Westerplatte, a tam jeszcze mały spacer. Po czym o 8:20 oddałem depozyt i następnie ruszyłem na rozgrzewkę.
Rozgrzewka
Urokami zawodów z depozytem jest to, że około 40 minut przed startem pozostaje się w odzieży startowej, aby zmniejszyć odczucie zimna, przygotowałem worek na śmieci z wykonanymi otworami na głowę i ramiona. Jest to bardzo dobre rozwiązanie, pomaga ograniczyć oddawanie ciepła przez organizm na zewnątrz. Na dworzu było około 10 stopni, potrzebowałem solidnej rozgrzewki, dlatego przebiegłem spokojnie 20 minut. Następnie chwila rozciągania, kilka skipów i na sam koniec cztery przebieżki. Po takim zestawie czułem w pełni rozgrzany, nogi miałem bardzo dobre, biegło mi się swobodnie. Czułem, że jest to pozytywny sygnał.
Poszczególne kilometry
1km 3:31
2km 3:35
3km 3:36
4km 3:39
5km 3:35
6km 3:41
7km 3:55
8km 3:53
9km 3:47
10km 3:46
Tempo średnie: 3:42 min/km
Czas: 37:29
Bieg
O 10:10 wystrzał startera i ruszam do walki o złamanie 36 minut. Pierwszy kilometr chciałem przebiec spokojnie, zaczynając w 3:36. Nogi luźnie, czułem się świetnie i otwieram bieg w 3:31. Pięć sekund za szybko, ale nie czułem tego tempo. Mimo wszystko zwolniłem, nie chciałem spotkać się z odcięciem w drugiej części. Drugi i trzeci kilometr zgodnie z planem w 3:35 i 3:36. W tym momencie czułem, że dobiegnięcie w okolicach 35:30 będzie lekkie i przyjemne. To były chyba najlepsze pierwsze trzy kilometry w tym roku, po prostu płynąłem. Jednak po woli coś zaczynało się dziać. Na czwartym kilometrze podbieg i tempo nieco spadło do 3:39 min/km. W międzyczasie dobiegłem do grupki, w której biegła trzecia zawodniczka Magdalena Dias, przebiegłem w takim towarzystwie około jeden kilometr. Urwałem się ponieważ tempo było wolniejsze niż docelowe na czas poniżej 36 minut. To był duży błąd. Powoli wbiegaliśmy w strefę z silnym wiatrem czołowym.
Piąty kilometr jeszcze idealnie w 3:35, ale powoli zaczynałem zwalniać. Biegło mi się coraz trudniej. Na szóstym kilometrze utrzymałem jeszcze przyzwoite tempo. Dogoniła mnie wówczas większa grupa biegaczy z Michałem Sową na czele. Złapałem się na ich ogonie i biegłem tak przez około 500 metrów. Po czym zacząłem strzelać. Nie byłem w stanie biec szybciej, każde przyspieszenie kończyło się niepowodzeniem. W ten sposób zaliczyłem dwa najwolniejsze kilometry podczas Biegu Westerplatte w 3:55 i 3:53. Kolejnym utrudnieniem był odcinek bruku, który przy moim dużym zmęczeniu, dodatkowo pogłębiał kryzys. Po tym dwukilometrowym osłabnięciu, w końcu poczułem się trochę lepiej. Dzięki czemu byłem w stanie przyspieszyć. Dziewiąty kilometr w 3:47, a ja walczyłem ile sił, aby jeszcze urwać trochę czasu. Przez ostatnie dwa kilometry walczyłem z zmieniającym się wiatrem, który raz wiał mocnie, a kolejnym razem słabiej. Ostatni kilometr przebiegłem o sekundę szybciej w 3:46 z niezłym finiszem. Co pokazuje, że siły jeszcze były. Ostatecznie zakończyłem zawody na 47 miejscu, 12 w kategorii wiekowej M20 i z oficjalnym czasem 37:29.
„Im większe ambicje tym wolniej musisz iść” Gary Vaynerchuk
Podsumowanie
Coś niewątpliwie nie wyszło, w kolejnej próbie łamania 36 minut. Po piątym kilometrze, zacząłem tracić siły, być może zbyt szybki pierwszy kilometr był tego przyczyną. Muszę ciągle nad tym pracować. Za każdym razem myślę, że pobiegnę go za wolno, a tu zawsze jest za szybko. Między siódmym i ósmym kilometrem miałem największy kryzys, chciałem biec szybciej, ale nie mogłem. Nogi nie były tu problemem, było to raczej zbyt duże zakwaszenie, które uniemożliwiło mi doprowadzenie odpowiedniej ilości tlenu do mięśni, co ostatecznie przełożyło się na spadek tempo. Dopiero w momencie, gdy po tym wolniejszym okresie poziom kwasu mlekowego nieco spadł byłem w stanie przyspieszyć. Co wyklucza, braki siłowe. Jestem zdania, że za bardzo rwałem tempo, zamiast skupić się na utrzymaniu intensywności, to ja bardzo często spoglądałem na zegarek, aby kurczowo trzymać się docelowego czasu. Myślę, że mimo wszystko mogłem być lepiej wypoczęty. Końcówka poprzedniego tygodnia była zbyt intensywna, co zmniejszyło efekt superkompensacji Dwa tygodnie przed zawodami przebiegłem 102 kilometry, a w tym tygodniu 72 kilometry. Muszę podczas następnego startu obniżyć dystans do 80 – 90 km. Jestem mega ambitny, chciałbym już biegać zdecydowanie poniżej 36 minut, co jest również moją przeszkodą, szczególnie w bezpośrednim przygotowaniu do zawodów. Zamiast odpocząć to ja wolę zrobić szybszy trening. Muszę stale nad tym pracować i hamować własną energię.
Kiedy następna próba? Być może w najbliższą sobotę podczas Biegu Bronka Malinowskiego w moim rodzinnym Grudziądzu. Nie planowałem tego startu, ale czekanie miesiąc na kolejny atak, po ostatnim niepowodzeniu to dla mnie za długo. Muszę spróbować. Dziękuję wszystkim za trzymanie kciuków i za wiarę w złamanie 36 minut. Do usłyszenia! 😀
Znajdziesz mnie również na:
2 myśli na temat “56 Bieg Westerplatte W pogoni za marzeniami (relacja) – Paweł Jaszczerski”