Warsaw Track Cup – czyli dwa starty w dwie godziny

Po długiej, bo aż siedmiomiesięcznej przerwie wróciłem do biegowej rywalizacji. Ostatni start miał miejsce w lutym podczas Biegu Urodzinowego w Gdyni na 10km. Okres pandemii wywrócił wszystko o 180 stopni. Ja natomiast zamieniłem ulicę na bieżnię, wracając tym samym do biegowych korzeni.

Podczas ostatniego z trzech mitingów Warsaw Track Cup były dostępne cztery dystanse 1000m, 1500m, 3000m oraz 5000m. Zapisałem się na 1000m oraz 3000m. Dawno nie biegałem na tak krótkich dystansach Tysiąc zawsze kojarzył mi się z czasami podstawówki oraz Czwartkami LA. Moja nieoficjalna życiówka na tysiąc wynosiła 2:52, piszę nieoficjalna, bo ustanowiona na sprawdzianie oraz mierzona stoperem w 2010 roku. Byłem ciekaw na co mnie stać obecnie, ponieważ mój trening nie wyglądaj jak typowe przygotowania do tego dystansu, raczej predysponowały mnie do startu na 3000-5000m.

Przejdźmy do pierwszego startu, który odbył się na bieżni Osir Praga-Południe w Warszawie. Ustawiłem się na zewnętrznym torze, czyli tak jak to robiłem w przeszłości. Komenda na miejsca, wszyscy nieruchomo i ruszamy. Po kilku metrach czułem się jak ryba w wodzie, brakowało mi tych emocji oraz szybkiego biegu. Pierwsze 200m w 34 sekundy, natomiast biegłem zbyt daleko od krawężnika przez co nieco straciłem z czasu. Wiedziałem, że nie mogę szaleć było to tempo jakie szacowałem przed biegiem. Na kolejnym okrążeniu wyprzedziłem jednego z biegaczy było ciężko nie powiem, ale jednocześnie przepływała przez ze mnie niesamowita radość. Na ostatnim kółku za bardzo dałem się ponieść emocjom, zaatakowałem na pierwszym łuku przez co ponownie nadłożyłem dystansu. Biegacz, którego wyprzedziłem skontrował na 250 metrów do mety, jednakże nie byłem w stanie odeprzeć jego ataku. Na ostatniej prostej przyspieszyłem tak jak to robiłem przez całe lata szkolne. Linię mety przeciąłem z czasem 2:53:56 zajmującym tym samym 6 miejsce.

Następnie 1.5h przerwy i kolejny start tym razem dystansie trzy razy dłuższym. Przez pierwsze 30min po tysiącu nie byłem w stanie nic przegryźć, piłem jedynie izotonik oraz wodę. Odczekałem jeszcze kilka minut i wciągnąłem żel. Pół godziny przed startem rozpocząłem drugą rozgrzewkę, mięśnie przez ten czas zdążyły się wychłodzić. Przebiegłem 12min w spokojnym tempie oraz dodałem 5 przebieżek. Taki zestaw wystarczył, aby być gotowym do biegu. 18:00 jestem ponownie na linii startu i ruszam do boju. W przeciwieństwie do pierwszego biegu stawka bardzo szybko się rozciągnęła i nie było tłoku a trasie.

Pierwszy kilometr przebiegłem w 3:16, czułem się muszę trzymać to tempo, wyższa prędkość okazałaby się zabójcza. Około 15 metrów przede mną biegłem kolejny zawodnik, podjąłem próbę dogonienia go. Udało się to wykonać na najbliższych 200 metrach, a następnie wyprzedzić go. Kolejny biegacz znajdował się w podobnej odległości, jednakże okazał się za mocny. Na ostatnim kilometrze wykorzystałem ostatnie siły, chcąc urwać jak najwięcej na samej mecie zrobiłem słynny wypad klatką piersiową. Zmęczenie było jeszcze większe niż po tysiącu, zanim wstałem z tartanu minęło około 5 minut. Wysiłek nie poszedł na marne zanotowałem kolejną życiówkę, poprawiając poprzednią z 2017 roku o 8 sekund. Od dzisiaj jest to 9:50:53. Dodatkowo zająłem 7 miejsce.

To był intensywny oraz pełen emocji dzień. Warsaw Track Cup utwierdził mnie w przekonaniu jak bardzo lubię krótsze i szybkie dystanse. Jest jeszcze dużo do poprawy, lepsza ergonomiczność biegu pozwoliłaby urwać kilka sekund. Wiem, że stać mnie na szybsze bieganie. Cieszy mnie również fakt, iż nadal jestem w stanie rozwijać się pod względem szybkości. Ten element na pewno będę chciał poprawić w przyszłym roku. Polecam każdemu udział w Warsaw Track Cup, jest to wydarzenie podczas którego można doświadczyć innego biegania niż to na ulicy.

Znajdziesz mnie również na:

https://m.facebook.com/pjbiegaczzpasja/

https://www.instagram.com/jaszczer/

 

Dodaj komentarz