W Malborku startowałem po raz piąty. Przed Ironmanem zrobiłem tam 3 połówki oraz raz ćwiartkę. Jest to absolutnie fantastyczne miejsce, ściganie w takiej scenerii jest wyjątkowe, dodatkowo organizacja ich jest naprawdę świetna.
Po debiucie w Gdyni w 2021, gdzie osiągnąłem 11:26 (start ten opisałem ponizej https://invictus3city.pl/2021/08/20/i-am-an-ironman/) wystartowałem w Borównie, (https://invictus3city.pl/2022/10/25/podsumowanie-triathlonowego-sezonu-2022-janek/), gdzie poprawiłem wynik na 11:07, ale był to daleki start od ideału. W tym roku wierzyłem, że trasa w Malborku będzie idealna, do poprawienia tych wyników. Moim celem minimum było złamanie 11h, ale po cichu liczyłem na 10:30. Jak poszło?
Jeśli chodzi o przygotowania, to muszę przyznać, że wykonałem kawał dobrej roboty, w sierpniu trenowałem po 13h/ tygodniowo. Czułem się naprawdę super. Kryzys przyszedł w tygodniu startowym. Oczywiście przed zawodami z powodu nerwów zawsze wszystko zaczyna boleć. To normalne. W poniedziałek byłem u fizjo, czułem sie dobrze. Jednak we wtorek poczułem się bardzo źle. Nie wiem czy z powodu nagłego załamania pogody, ale czułem się zupełnie bez energii. Poszedłem biegać i dalej było słabo. W środę padało, pwoinienem iść na rower, ale odpuściłem trening, w czwartek poszedłem popływać na basenie i w piątek poczułem się lepiej. Jednak pogoda dalej była słaba. Poszedłem na krótki bieg, liczyłem, że w niedzielę będzie lepiej. W sobotę wraz z Mamą i Siostrą wybraliśmy się do Malborka. Pogoda się poprawiła i samopoczucie było od razu lepsze. Wstawiłem sprzęt do strefy, zjadłem pizzę i czułem, że będzie super.
Rano o 6 wskoczyliśmy do wody, która była bardzo ciepła. Na zewnątrz było koło 12 stopni, woda miała 18, więc płynęło się naprawdę fajnie. Start przy Bogorodzicy, przy wschodzie słońca na tle zamku to coś pięknego. Płynęło się ok, czułem się pewnie, choć udało mi się co prawda dłużej utrzymać czyiś nóg, ale czułem, że płynę swoim tempem. Raz wybiło mnie mocne uderzenie w twarz, ale ogólnie było ok. Ostatecznie popłynęłem najszybciej spośród moich IM, ale nadrobiłem sporo dystansu
- 4,051 m
- 1:23:20
- 2:03 /100m
Na rower stwierdziłem, że ubiorę skarpetki oraz kamizelkę. Pod spodem stroju miałem tez podkoszulek. Ruszyłem na rower, gdzie planowałem trzymać pierwsze pętle średnią ok. 35km/h. Pierwszą pętlę jechało mi się w miarę ok. Trzymałem spokojną prędkość i było dobrze, choć czułem brak mocy w nogach, kryzys zaczął się pod koniec drugiej pętli. Ciężko mi się kręciło plus czułem się śpiący. Na pewno warto zabrać sobie na etap rowery żela z kofeiną, albo jakiś shot energetyczny. Mi tego zabrakło.
Trzecią pętlę naprawdę mocno cierpiałem, dodatkowo, uważam, że asfalt zdecydowanie się pogorszył i bardziej trzeba było uważać na dziury. Czwarta pętla mimo, że ostatnia to bardzo się męczyłem. To jest najgorsze kiedy poajwiają się slabe myśli, zmusić się do większego wysiłku. Żele wchodziły mi super, ale czułem brak powera, że wkładam dużo mocy, ale nie daje efektu.
- 180.17 km
- 5:35:28
- 32,2km/h
W strefie zmian spojrzałem na zegarek. Na czas poniżej 10:30 nie było szans, ale wiedziałem, że 11h jest do złamania. Wystarczy biec po 5:30. Na biegu wstąpiły we mnie nowe siły. Super biegło mi się w nowych butach New Balance Supercomp Trainer. Które mają bardzo dużą amortyzację i płytkę karbonową. Pierwszą dychę pobiegłem poniżej 49 minut. Planowałem na biegu pić Maurtena, ale nie wchodził mi. Piłem tigera, colę, która dużo mi dawała. Też super weszły mi żele Maurtena, które są w formie galaretki i są fajne, jako alternatywa do żeli, których ma się dość. Tęmpo mi spadało, drugą część leciałem tylko na col i energetykach, ale cały czas widziałem, że powinienem złamać 11h. Nie ukrywam, że ciężko było około 17km, kiedy uświadamiasz sobie ile jeszcze przed Tobą. Ale widziałem, że biegnie mi się naprawdę fajnie. Nie szarpałem mocno tempa, czułem, że jest nieźle. Koło 26km przyszła myśl, może kawałek przejść. Ale wiedziałem, że jak zacznę iść to zbyt mi się spodoba. Poza wizytą w toalecie, ani razu nie przeszedłem do marszu. Trasa bez biegania po fosie była naprawdę przyjemna. Fragment z kostką nie był taki zły. W końcu dotarłem do mety. Po ciężkim wysiłku bardzo cieszy. Myślę, że pobiegłem naprawdę fajnie. Dalej nie jest to tak dobre bieganie jak na połówce, ale zdecydowanie było lżej.
- 42.10 km
- 3:45:15
- 5:21 /km
Ostateczny wynik to 10:52:12. Nie jest to fenomenalny wynik i wydaje mi się, że stać mnie na więcej. Czy wystartuję jeszcze w pełnym IM? Zobaczymy, może to znak, żeby skupić się bardziej na połówkach, na których czuję się naprawdę super. Jest to dłuższy wysiłek, ma w sobie trochę z epickości IM, a odbywa się na fajnych prędkościach, na których czuję, że się ścigam, a nie staram się przetrwać.