Tradycyjnie sezon kończyłem biegiem niepodległości. Przeważnie na ten moment przygotowuję najwyższą formę. W ubiegłym roku nie udało mi się złamać 36 minut na 10 km dlatego postanowiłem zmienić kilka rzeczy. W ten sposób pojechałem do Elbląga zamiast do Gdyni. Jak to się wszystko skończyło… 🙂
Założenia
Jednakże zacznijmy od początku. Podróżując do Elbląga wiedziałem, że jest to ostatnia szansa w tym roku, aby powalczyć o nową życiówkę, a w moim przypadku oznaczało to bowiem złamanie 36 minut (rekord na tą chwilę 36:00). Z tym czasem walczę już równo dwa lata kiedy to w Gdyni w 2017 roku zegar zatrzymał się równo na 36:00. Podszedłem do tego biegu z dużym spokojem i wiarą w siebie nie myśląc o czasie lecz skupiając się na poszczególnych etapach biegu.
Rozgrzewka i pierwsze kilometry
Z takim nastawieniem godzinę przed startem rozpocząłem rozgrzewkę. Było chłodno w porównaniu do poprzednich dni, a termometr w samochodzie wskazywał 4 stopnie. Po doświadczeniach z Parkrun Grudziądz #59, wiedziałem że muszę się lepiej rozgrzać jeśli chcę pobiec na wysokim poziomie. W tym kierunku wydłużyłem dystans truchtu do 4 km, oprócz tego wykonałem lekkie rozciąganie, kilka skipów oraz 6 przebieżek. Uznałem, że jest to wystarczający zestaw. Poszedłem do samochodu przebrać się w strój startowy, po czym udałem się do strefy startowej.
Stałem w tłumie biegaczy i czułem się nadzwyczaj spokojny, a tętno miałe nawet 76 uderzeń co jest bardzo niskim wynikiem jak na okoliczności. Często jest ono u mnie w okolicach 100 uderzeń. Chwila oczekiwania i o godzinie 13:30 ruszam do walki. Pierwszy kilometr był dla mnie dużym zaskoczeniem, ponieważ był on na zbiegu. Starałem się nie przesadzić z tempem bo można zapłacić tak w końcowej części biegu. Wyszło naprawdę dobrze i pierwszy kilometr w 3:33. Bieg zawierał trzy pętle co było dużym ułatwieniem w rozłożeniu sił. Pierwszą część chciałem pobiec pod kontrolą i tak drugi kilometr w 3:41, w tym momencie za mocno zwolniłem. Na trzecim kilometrze podkręciłem tempo i to mimo podbiegu na trasie. Odcinek ten wyszedł w 3:35. W tym momencie byłem na byłem na 10 pozycji, a dystans dzielący mnie od kolejnej grupki biegaczy wynosił około 20 metrów.
Druga pętla i końcowa walka
Kolejną pętlę rozpoczynam od najszybszego jak się później okazało kilometra – 3:29. Biegło mi sie lekko i czułem duży spokój. W międzyczasie czasie wyprzedzam dwóch biegaczy, którzy znacząco osłabli. Z tej grupy pozostało już tylko dwóch biegaczy, a dystans przed nami utrzymywał sie na stałym poziomie około 20 metrów. Pod koniec pętli rzesze kibiców i niesamowity, gromki doping, który dodawał sił.
Wiedziałem, że walka o pokonanie 36 minut minut rozegra się na ostatniej pętli. Na 7 kilometrze złapał mnie niewielki kryzys, zwolniłem do tempa 3:38 min/km. Dodatkowo musiałem pokonać jeden z kilku podbiegów na tej trasie. Nagle pojawia się coraz więcej biegaczy, a ja przypomniałem sobie jaki jest problem gdy biega się na pętlach – dublowanie. Do mety było coraz bliżej, a ja musiałam coraz częściej omijać wolniejszych biegaczy przez co nadkładałem kolejne metry. Mimo wszystko 8 km w 3:33. Przede mną stale biegnie dwóch tych samych biegaczy choć jeden z nich osłabł, dzięki czemu skróciłem dystans.
Ostatnie dwa kilometry staram się biec coraz szybciej, ale nie jest łatwo. Muszę pokonać dwa dłuższe podbiegi oraz tłum biegaczy. Walczę do samego końca. Czuję narastające zmęczenie, serce bije coraz mocniej, a nogi już nie takie lekkie jak na początkowych kilometrach. Po ostatnim podbiegi pozostało około 200 metrów do mety. Ponownie przepycham się, a na zegarze widzę chyba 36 minut. Byłem mocno zdenerwowany tym faktem, ponownie bez życiówki i w dużej mierze przez dublowanie.
Moja wiara ponownie została wystawiona na próbę. Podchodzę do oficjalnych wyników, a na tablicy widnieje moje nazwisko z czasem 35:51. Ogromnie się ucieszyłem. Czas netto czyli od przekroczenia startu do mety był zdecydowanie lepszy. Po dwóch latach zmagać oraz poświecenia osiągnąłem swój cel jakim było złamanie 36 minut. Oprócz tego zająłem 8 miejsce open oraz drugie w kategorii M20. W tym momencie chciałbym wszystkim podziękować za wsparcie oraz doping, ponieważ wiem, że wielu z was kibicowało mi w tej drodze. Teraz czas przemyśleć ostatnie miesiące, wyznaczyć nowy cel i nakreślić nowy plan. Ten bieg pokazał jaką cierpliwością musi wykazać się człowiek w realizacji swojego celu. Trzeba zawsze wierzyć w siebie i się nie poddawać.
Znajdziesz mnie również na: