Szósty tydzień kończy pierwszą fazę treningową, skupiającą się na budowaniu wytrzymałości ogólnej. Niestety zima ponownie wróciła, pojawiło się dużo śniegu, przez co musiałem wprowadzić kilka korekt w planie treningowym.
Pierwszy poniedziałek kiedy biegło mi się komfortowo po long runie, co miało odzwierciedlenie w tempie 5:13 min/km na 12 kilometrach. Jedyne co to lekko ciągnął mnie lewy mięsień dwugłowy uda, ale z nim to mam często problemy po dłuższych treningach. W Nowy Rok planowałem rozbieganie oraz przebieżki, niestety niekorzystne warunki zmusiły mnie, aby zrobić bardzo spokojne rozbieganie. Śnieg z deszczem oraz silny wiatr nie pozwalały na nic innego. W ten sposób przebiegłem 13 kilometrów po 5:27 min/km.
Podczas kolejnego treningu wiatr dalej mi towarzyszył, ale tym razem udało się zrobić przebieżki. Podobnie jak w zeszłym tygodniu dwie serie po sześć powtórzeń, tylko tym razem na lekkim zbiegu zamiast podbiegu. Przyznam, że takie rozwiązanie bardziej mnie zmęczyło, pracują zupełnie inne partie mięśniowe. Muszę częściej wykonywać taki zestaw. Zapewne zastanawiacie się jak stromy powinien być taki zbieg, maksymalnie do 3% tzn. jest to bardzo łagodne zbocze. Na koniec przebiegłem 3 minuty na około 90% szybkości, uwierzcie nie było łatwo, a na koniec nogi paliły. Podczas tego odcinka uzyskałem średnie tempo 3:16 min/km, co pozytywnie mnie zaskoczyło.
Musiałem zrezygnować z kolejnego treningu. W czwartek chciałem pobiec progresywną szesnastkę, ale ze względu na atak śniegu, nie możliwym stało się biec szybciej niż 5:00 min/km. Zamiast tego zrobiłem dłuższe spokojne rozbiegnie, co pozytywnie wpływa na spalanie tkanki tłuszczowej.
Piątek to 11 kilometrów rozbiegania oraz 10 przebieżek w tradycyjnej formie na koniec treningu po płaskiej nawierzchni. Weekend zapowiadał się ciekawie. Po pierwsze w sobotę biegałem krótkie 15 sekundowe podbiegi. Zrobiłem dwie serie po siedem powtórzeń, a pomiędzy seriami 7 minut truchtu. Czułem się bardzo dobrze podczas treningu, unosiłem wysoko kolana, ale czynnikiem ograniczającym była moja szybkość. Próbowałem przyspieszyć, ale nie byłem w stanie. Po prostu nogi nie potrafiły wygenerować większej mocy, dlatego w sprintach bardzo ważna jest siła nóg, muszę nad nią dalej pracować, progres nastąpi samoczynnie.
Na zakończenie weekendu w niedzielę 22 kilometry, po dwóch tygodniach zwiększyłem dystans tego biegu o 2 kilometry. Czekałem z ekscytacją na ten bieg, gdyż 22 kilometrów nie biegłem chyba od września bądź października. Niestety warunki jakie panowały na trasie spowolniły mój bieg. Miejscami dużo lodu i zmarzniętego śniegu, jeden raz leżałem, a kilka razy cudem wybroniłem się przed upadkiem. Zmęczyło mnie to bardzo i od tych wygibasów naciągnąłem nogi oraz plecy. Nie tak miał zakończyć się ten tydzień, ale czasami tak bywa i trzeba to przyjąć z pokorą.
Łącznie przez cały tydzień przebiegłem 103.8 kilometra w 9 godzin oraz 49 minut. Jest to pierwszy tydzień powyżej setki podczas tych przygotować oraz o 5 kilometrów więcej niż w ubiegłym tygodniu. Pomimo większego dystansu, czułem się dobrze oraz byłem w stanie zregenerować się przed kluczowymi treningami. W ten sposób zakończyłem budowanie bazy biegowej, osiągnąłem optymalny dystans sprzed roztrenowania. Teraz czas włączyć szybsze treningu oraz podnieść nieco intensywność. Regularny trening sprawnościowy robi swoje, nogi coraz lepiej pracują, kadencja minimalnie, ale rośnie, natomiast biodra mniej opadają.
Przeczytaj także poprzedni odcinek. 🙂
Znajdziesz mnie również na: